środa, 12 marca 2014

drugie opowiadanie

Witam was kochanii <3
Niespodziankaaa..!!! Piszę nowe opowiadanie. Jak zwykle o Lou ale główną bohaterką jest Perrie. Nie bawiłam się w nim w wymyślanie jakiś innych imion. Pierwszy rozdział nie jest jakoś za bardzo ciekawy ale potem zacznie się akcja.. Mam całkiem fajny pomysł którego wam nie zdradzę. Mam nadzieję że będzie się podobać.


killingmachinexxx.blogspot.com

^
|
|
|
|

Zapraszam!!!

wtorek, 11 marca 2014

rozdział 20

Czytasz=Komentarz

Alice's POV

Lydia wyszła zaraz po Lauren. Leżałam na łóżku i przeglądałam telefon. Cieszyłam się że dziewczyny polubiły się. Przeglądając telefon zauważyłam że mam 3 nieodebrane połączenia. Mark. Nie mogłam nie oddzwonić bo Mark będzie się wszystkich wypytywał co się ze mną stało a oddzwonić też nie chcę. Postanowiłam że jednak zadzwonię do niego. Wykręciłam jego numer i przyłożyłam telefon do ucha. Po  pięciu sygnałach w słuchawce rozebrzmiał głos Marka.
- Halo Alice? Gdzie ty jesteś?- Krzyknął aż się wzdrygnęłam.
-Jaa.. umm.- Nie mogłam wydusić z siebie słowa.
- Dokończ kurwa to zdanie.- Krzyczał na mnie. Bałam się jak na to zareaguje.
- Jestem w szpitalu, miałam wypadek. - Postanowiłam również krzyczeć.
- Co ty kurwa powiedziałaś?- Gotowało się we mnie. Moje ręce były zaciśnięte w pięści.
-To co słyszałeś. Ja pierdole stało się i się stało trudno.- Wrzasnęłam do telefonu. Ta kłótnia mnie denerwowała.
-Jadę do ciebie.- Po tych słowach rozłączył się.
Przebrałam się w luźny sweter. Znalazłam w torbie jakiś eyeliner, tusz do rzęs i podkład. Zrobiłam lekki makijaż bo nie lubiłam pokazywać się bez makijażu osobą z którymi się pokłóciłam lub ich nie lubię. Gdy miałam na sobie ten tusz i podkład czułam się pewniej. Usiadłam na łóżko i czekałam.  Po krótkim okresie czasu drzwi otworzyły się z hukiem a do środka wszedł wściekły
Mark. Byłam niewiarygodnie spokojna. Przeniosłam na niego wzrok.
-Jakieś wyjaśnienia.- Mówił głośno i walczył z ochotą uderzenia mnie. Było to widać.
-Nie.- Powiedziałam spokojnym, przyciszonym głosem.
-Co ty kurwa powiedziałaś.- Podszedł do mnie i złapał mnie za szyje. Próbował położyć mnie na łóżku tak by mógł mnie udusić lecz ja niemal natychmiast wstałam. Przyparł mnie do ściany. Podduszał mnie. Już raz maiła taką sytuacje w Bradford z jednym z moich klientów. Wiedziałam jak mam się obronić ale głupio mi tak było użyć tego sposobu na Marku. Musiałam. Szybkim i mocnym ruchem kopnęłam faceta prosto w krocze przez co upadł. Usiadłam na niego i dotknęłam Marka w odpowiednie miejsca blokując jego ruchy. Wiedziałam jak zablokować możliwość ruchów u człowieka. Była to przydatna rzecz w mojej starej "pracy". Nie każdy był do ciebie przyjaźnie nastawiony.
-Co ty zrobiłaś suko.- Krzyczał patrząc się na mnie.
-Ze mną się nie zadziera.- Odpowiedziała a następnie wybiegłam na korytarz.
-Pomocy!- Krzyczałam.
-Co się stało?- Podbiegła do mnie jakaś pielęgniarka.
-W moim pokoju jest facet który chciał mnie udusić ratunku.- W moim głosie słychać było panikę. Tak naprawdę nie bałam się po prostu udawałam przerażoną.
-Ochrona..!!- Pielęgniarka z całej siły krzyknęła a po chwili dwóch ubrano na czarno wysokich facetów biegło w naszą stronę.
- Tą kobietę podduszał pewien mężczyzna który znajduje się u niej w pokoju.- Kobieta mówiła tak szybko że ledwie dało się ją zrozumieć. Wszyscy zaczęli biec w kierunku mojego pokoju a gdzie leżał pozbawiony możliwości zrobienia jakiegoś ruchu Mark.
-On nie może się ruszyć.- Powiedział do mnie jeden z ochroniarzy. Oboje patrzyli na mnie jak na wariatkę.
- Zablokowałam jego ruchy. Gdybym tego nie zrobiła pewnie dawno już byłabym nie przytomna.- Wydyszałam.
- Jasne a umiesz to odkręcić.- Zapytał się drugi.
- Tak.- Kiwnęłam głową. Mężczyźni najpierw skuli bezbronnego faceta a potem zrobili mi miejsce żebym mogła spokojnie przywrócić mu ruch. Zblokowanie możliwości poruszania się jest starą japońską sztuczką. To bardzo proste. Szybko dotknęłam dwa czułe punkty a Mark a on od razu wstał i chciał mnie uderzyć. Dwoje ochroniarzy złapali go jednak i wyszli.
- Już wszystko dobrze jakbyś czegoś potrzebowała to wołaj.- Pielęgniarka mówiąc to wyszła a do pokoju weszła uśmiechnięta od ucha do ucha Lydia.
-Nie źle to odegrałaś- Zachichotała i usiadła na krześle.
-Ej....-Zmrużyłam oczy.

-Co?- Wytknęła język na co zachichotałam.- Jak ty mu te ruchy zablokowałaś. To nie jest możliwe.- Patrzyła na mnie z uśmiechem.
- To bardzo proste. Wystarczy znać słabe punkty człowieka.- Wyjaśniłam uśmiechając się.
- Pokarzesz mi jakie to punkty?- Zapytała. Obie ciągle się uśmiechałyśmy.
- To tylko dla wybranych.- Zażartowałam.- A ty nie jesteś wybrana.- Trąciłam ją w ramie.
- Heej dlaczego?- Odwróciła wzrok udając obrażoną.
- Życie.- Wzruszyłam ramionami i zaśmiałam się cicho.

*********************************************************************************
Hej ;D
Oto i jest 20 rozdział. Mam dla was niespodziankę ale poświęcę na nią innego posta. ;**
Komentujcie bo inaczej niespodzianki nie będzie..!!!
Don't worry... Be happy. ;**

sobota, 8 marca 2014

rozdział 19

Czytasz=Komentarz

Lauren's POV

Sięgnęłam za krzaki by wyjąć klucze a już po chwili od kluczyłam dom. W środku było strasznie duszno. Było to spowodowane tym że nigdzie nie było otwartego okna a na zewnątrz temperatura dochodziła do 30°C. Pierwsze co zrobiłam to uchyliłam okno. Gdy skończyłam tą czynność skierowałam się na górę do jej pokoju. Rozejrzałam się do okoła. All jeszcze nikogo nie wpuszczała do środka gdy nie byłą w pobliża. Uważa to pomieszczenie za swoją fortecę. Usiadłam na jej łóżku. Było bardzo wygodne. Gdzie taka Alice mogła by schować swój telefon? Może pod łóżko. Zajrzałam pod nie a moim oczą ukazał się dość dużych rozmiarów zeszyt. Wzięłam go do ręki i z powrotem usadowiłam się na materacu. Zaczęłam czytać losowo strony. Były tu teksty naszych piosenek, rysunki, zdjęcia ale także cytaty z różnych piosenek. Niektóre były dla mnie zrozumiałe a niektóre tylko Alice mogła zrozumieć. Nie mogłam pojąć dlaczego wszystkie cytaty są smutne. Przecież ona zawsze sie uśmiechała. Wydawała się szczęśliwa, zadowolona. Nie mogę myśleć tak pochopnie. Może po prostu lubiła smutne cytaty... nie nie to nie możliwe. To wszystko miało w sobie takie coś. Takie coś czego nie da się opisać. Cały zeszyt prawie eksplodował smutkiem i cierpieniem. Nie wiem dlaczego Alice nie powiedziała nam o tym co ją gnębi. Tak naprawdę cierpiała i nie chciała nic z tym zrobić.
Gdy przewijałam kartki i czytałam każdą uważnie natknęłam się na jedną z piosenek. Musiała być dla niej ważniejsza niż inne ponieważ zapisana była czerwonym długopisem kiedy reszta była po prostu niebieskim albo nawet ołówkiem.
- Little me. - Przeczytałam na głos.
tekst był wyjątkowo piękny. Dla czego nazwała piosenkę nazwą zespołu do którego należy.

She lives in a shadow of a lonely girl
Voice so quiet you don't hear a word
Always talkin' but she can't be heard

You can see it there if you catch her eye
I know she's brave but it's trapped inside
Scared to talk but she don't know why

Wish I knew back then what I know now
Wish I could somehow go back in time
And maybe listen to my own advice

I'd tell her to speak up, tell to shout out
Talk a bit louder, be a bit prouder
Tell her she's beautiful, wonderful, everything she doesn't see

You gotta speak up, you gotta shout out
And know that right here, right now 
You can be beautiful, wonderful
Anything you wanna be

Little me...

Yeah you gotta lotta time to act your age
You can't write a book from a single page 
Hands on a clock only turn one way, yeah

Run too fast and you'll risk it all
Can't be afraid to take a fall
Felt so big but you look so small

Wish I knew back then what I know now
Wish I could somehow go back in time
And maybe listen to my own advice

I'd tell her to speak up, tell to shout out,
Talk a bit louder, be a bit prouder
Tell her she's beautiful, wonderful, everything she doesn't see (I know that right here, right now)

You gotta speak up, (speak up) you gotta shout out, (shout out)
And know that right here, right now 
You can be beautiful, wonderful
Anything you wanna be

Oh, little me...

Tell you one thing I would say to her!


I'd tell her to speak up, tell to shout out
Talk a bit louder be a bit prouder
Tell her she's beautiful, wonderful, everything she doesn't see

(You got to, you got to shout out)
You gotta speak up, you gotta shout out
And know that right here, right now 
You can be beautiful, wonderful
Anything you wanna be (yeah, oh)

I'd tell her to speak up, tell to shout out
Talk a bit louder be a bit prouder
Tell her she's beautiful, wonderful, everything she doesn't see

You gotta speak up, you gotta shout out
And know that right here, right now 
You can be beautiful, wonderful
Anything you wanna be

Oh, little me...

Podczas czytania musiała powstrzymywać się od płaczu. Nie ukrywam to było wzruszające. Znam dobrze co w życiu przeszła Alice i szczerze jej współczuje. Najpierw ojczym potem przykrości związane z brakiem pieniędzy w Bradford a potem kolejne złe wspomnienia z zarabiania nich. Nie myślcie że występowałyśmy tylko na ulicy. Nie stać by nas było nawet na chleb. Alice chodziła dla nas do innej pracy ale mniejsza z tym ona po prostu se dorabiała na ulicy. Nie dość że mieszałyśmy w walącej się szopie to jeszcze to wszystko. Beznadziejni sąsiedzi. Mieszkał koło nas pewien blondyn... nie pamiętam jak miał na imię. Ćpun i alkoholik, ciągle próbował sie do nas dobrać. Pewnego dnia wyprowadził się gdzieś i mam nadzieję że go już nigdy nie spotkam.
Wzdrygnęłam się przypominając sobie po co tak naprawdę tu jestem. Schowałam notes pod łóżko gdzie jego miejsce. Spojrzałam na biurko. Leżały tam 3 telefony Alice. Spakowałam wszystkie do jej torby z "Converse". Otworzyłam szafę i wyjęłam jej rzeczy. Zapięłam torbę i wyszłam z pokoju poprzednio upewniając się że wszystko jest na swoim miejscu. Zbiegłam po schodach i wybiegłam na zewnątrz. Zamknęłam drzwi i wsiadłam do swojego auta. Odjechałam z podjazdu skręcając w odpowiednie ulice. Jechałam powoli w przeciwieństwie do Alice. Szczerze mówiąc przypominała trochę taką chłopczyce.
Gdy dotarłam do szpitala chwile zajęło mi znalezienie wolnego miejsca parkingowego. W końcu je znalazłam i po zakluczeniu auta niemal od razu skierowałam się do szpitala. Niestety kilka fanek zobaczyło mnie i zaczęło biec w moją stronę .
- O mój Boże to Lauren! Lauren!!- Wrzeszczały a ja powoli kierowałam sie w stronę szpitala.- Lauren dasz mi autograf proszę...- Nie wiedziałam co mam zrobić. Stwierdziłam że najlepiej będzie jak dam jej ten autograf i niech się odpierdolą.
-Jasne.- Przytaknęłam robiąc sztuczny uśmiech. Dziewczyny dały mi marker a ja po chwili podpisałam im się.
-Dziękuje.- Odpowiedziały a ja odeszłam od nich. Weszłam do środka. Pracowała tam klimatyzacja więc zrobiło mi się przyjemnie chłodno. Podeszłam do recepcji. Wiedziałam że mnie obserwują. Miałam takie przeczucie.
-Szukam Alice Bell.- Zapracowana recepcjonista spojrzała na mnie odkładając papiery.
- O  mój Boże...- Jej oczy rozszerzyły się i patrzyła się na mnie jak na coś nie z tego świata.- A-Alice leży w pokoju 24.- Patrzyła sie na mnie jak z resztą chyba wszyscy. Robili mi zdjęcia a mnie zaczęło to denerwować. Szybkim krokiem skierowałam się do pokoju. Zapukałam do drzwi. Po chwili one otworzyły się a przede mną stała Alice. Śmiać mi się chciało gdy zobaczyłam jak wygląda. Szpitalna piżama to nie zbyt piękny strój.
- Nie śmiej się ze mnie.- Starała się zrobić wrażenie urażonej ale i tak sie uśmiechała.- Wejdź.- Zaprosiła mnie do środka. Na krześle siedziała jakaś dziewczyna.- Uśmiechnęłam się do niej a ona odwzajemniła uśmiech.
-Lauren miło poznać.- Przedstawiłam się i wyciągnęłam do niej rękę.
-Lydia.- Podałyśmy sobie ręce a ja rzuciłam torbę na łóżko All  potem usiadłam na krześle obok Lydii.
-Przyniosłaś telefon?- Zapytała się grzebiąc w torbie.
- Wszystkie 3.- Odpowiedziałam przytakując głową.
-Masz aż trzy telefony!!!- Lydia patrzyła na Alice z niedowierzaniem.
- Tak... Nie zapominaj że ja mam dosyć dużo pieniędzy.- Dziewczyna była trochę zakłopotana. Nie wiedziała czy może mówić z nią szczerze o tym że jest sławna i ma w chuj pieniędzy.

Lydia's POV

Nie rozumiałam po co jej tyle telefonów. Podczas gdy ja pracuje przez prawie cały czas by zarobić sobie na przyzwoite życie ona wystarczy że zagra sobie jeden koncert od razu dostaje więcej pieniędzy niż ja zarobiłam przez ostatnie 3 miesiące. Zazdrościłam jej. Chciałabym muc tak żyć. W pokoju zapanowała cisza. Nie była jednak tą przyjemną ciszą. Czułam dyskomfort. Wierciłam się na krześle i czekałam aż ktoś coś powie. Nikt jednak nic nie mówił. Nie wiedziałam co robić. Siedziałam w jednym pokoju z dwoma piosenkarkami sławnymi na całą anglie w tym z jedną bardzo się polubiłam. Co wyście by czuli?
-Umm to..- Zaczęła Lauren ale zamilkła. Rozmowa się nam nie kleiła


*********************************************************************************
Heej :3
I oto jest rozdział 19. Nie wiem kiedy pojawi się następny ale jeżeli będziecie komentować to fajnie. Dzięki waszym komentarzom mam więcej chęci do pisania rozdziałów. ;DD Dziękuję <333
Komentujcie...!!!
Tak w ogóle to ja już mam pomysł na drugie opowiadanie ale jak na razie nie zapowiada się na to żebym zaczęła je pisać. xpp
Dodałam kila zmian w Bohaterach i trochę poprawiłam historię Louisa. ( W 7 rozdziale on ja opowiada )
Zauważyłam też że trochę nauczyłam się pisać rozdziały. Porównując stersze rozdziały do tych nowszych to piszę teraz o niebo lepiej i moje słownictwo wzbogaciło sie trochę ale nadal kocham was tak samoo <33 jak nie bardziej. Może nie soą jakieś wow ale są leprze.

czwartek, 6 marca 2014

rozdział 18

Czytasz = Komentarz

Alice's POV

Obudziłam się wyspana i szczęśliwa. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Promienie słońca wpadały przez okno. Nie dziwię się bo przecież jest połowa sierpnia. W pomieszczeniu było naprawdę duszno. Powoli wstałam i podeszłam do okna. Otworzyłam je i spojrzałam w dół na biegających w pośpiechu ludzi. Zawsze tak jest. Rano i po południu na ulicach Londynu jest tłok a wieczorem panują pustki.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę..!- Powiedziałam głośno. Drzwi uchyliły się a moim oczą ukazała się Lydia niosąca tacę z gorącym posiłkiem.
-Witaj przyniosłam śniadanie.- Przywitała mnie. Usiadłam przy stole a ona postawiła na nią tacę. Śniadanie było typowo szpitalne. Kasza manna i herbata. Nienawidziłam kaszy mannej ale byłam tak głodna że nie myślałam o tym czy ją lubię czy nie. Niemal od razu zabrałam się do jedzenia. Kobieta zaśmiała się i usiadła po drugiej stronie stołu.
-Wyglądasz jakby cię tu głodzili.- Zachichotała pod nosem. Nie odpowiedziałam nic. Włożyłam kolejną łyżkę jedzenia do buzi. Kiedy już skończyłam jeść zabrałam się za herbatę.
- Wczoraj wieczorem zanim poszłam do domu przeczytałam twoją kartę pacjęta.- Powiedziała przeczesując swoje włosy.- Nie pisało tam nic że nie możesz czegoś jeść ani pić więc zrobiłam ci herbatę.- Uśmiechnełą się szeroko.
-Po co to zrobiłaś? Jeżeli ktoś by to zobaczył zwolnili by cie.- Zmrużyłam oczy przechylając głowę w bok.
-Wolała byś pić ciepłą wodę?- Uniosła brew i skrzyżowała ręcę na klatce piersiowej.
-Oczywiście że nie ale nie rozumiem dlaczego ryzykujesz utratą pracy tylko po to żebym ja miała herbatę zamiast wody.- Oparłam sie o siedzenie i patrzyłam się na nią z niedowierzaniem.
- Po prostu potraktuj to jako dobry uczynek.- Wstała i podeszła do łóżka. Poprawiła pościel i wróciła na swoje miejsce.
- To dość śmieszne ale zadziwiające. Niby zwykła herbata ale tyle w niej "dobroci".- Próbowałam się nie roześmiać ale nie wychodziło mi to.
- Wiesz.. jesteś bardzo ładna. Szczerze mówiąc zazdroszczę ci tej urody.-  Przechyliła głowę w bok opierając ją o swoją rękę. Lekko przymrużyła oczy i uśmiechnęła się ciepło.
-Dziękuje ale ty też jesteś śliczna.- Odpowiedziałam uśmiechają cię. Są takie osoby które działają na ciebie jak gaz rozweselający. Jedynym zmartwieniem było to jak zareagują moi znajomi na to że miałam ten wypadek. W sumie to można to traktowac jako taki "test przyjaźni". Prawdziwy przyjaciel zostanie a ten który tylko udaje odejdzie. To prawda że życie jest okrutne. Mimo tych wszystkich smutnych rzeczy nadal jestem wesoła.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- Lydia pomachała mi przed twarzą ręką. Ocknęłam się i spojrzałam na nią mrugając kilka razy.
- Sory.- Odpowiedziałam jej uderzając się w czoło śmiejąc sie przy tym.-Jak mogę na ciebie mówić. Lydia to dość długie imię.- Zapytałam się.
- Jesteś straszliwie leniwa. Nie chce ci się wymawiać nawet mojego imienia. Znajomi mówią mi Lyli.- Lekko przechyliła głowę w bok.
-Poszła byś dla mnie do sklepu?- Pomyślałam że Lyli mogłaby mi coś kupić.
-Jasne a co chcesz?- Wyprostowała się.
-Kup mi wszystkie gazety w których coś o mnie pisze. Oddam ci jak tylko będę mogła.- Poprosiłam ją.
-Nie musisz oddawać.- Kiwnęła ręką i wstała.
-I tak ci oddam mam dużo pieniędzy.- Również wstałam i poszłam za nią do drzwi.
-Nie nie oddasz. Za jakieś 10 minut wrócę.- Mówiąc to wyszła z pokoju. Mam 10 minut by zadzwonić do którejś z dziewczyn. Wybrałam że najlepiej będzie jak powiem o wszystkim Lauren. Jest spokojna i opanowana. Krótko mówiąc jest zupełnym przeciwieństwem Patyci i Emily. Otworzyłam drzwi i wyszłam. Szłam kawałek aż dotarłam do telefonu. Wzięłam słóchawkę i przyłożyłam ją do ucha tym samym wykręcając numer. Louren odebrała po 2 sygnałach.
- Halo?- Odebrała.
-Hej Lauren słuchaj..- Zaczęłam mówić.
- Alice jest 10:00 a ciebie nie ma w domu coś się stało? Zawsze wracałaś z takich wypadów wcześnie rano.- Nie zdążyłam dokończyć zdania.
-No właśnie o to chodzi. Ja jestem w szpitalu.- Odpowiedziałam cicho. Niepokój wzrastał.
- ...- Cisza w słuchawce jeszcze bardziej mnie denerwowała.- A-ale jak to? Co ci się stało?- Jąkała się. Po głosie mogłam stwierdzić że była podenerwowana.
-Miałam wypadek. Proszę narazie nie mów o tym dziewczyną.- Mój głos był spokojny.
-Co ci się stało?- Zapytała. Uspokoiła się trochę.
-Uszkodzony kręgosłup i złamane żebra. Miałam też ranę na nodze ale miałam operacje wiec wszystko jest w miarę ok.- Wytłumaczyłam jej. Nie czułam się już przytłoczona ani zaniepokojona.
-Mam do ciebie przyjechać?- Była zmartwiona. miała taki ton głosu.
- Właściwie możesz przywieść mi moje rzeczy i telefon.. Klucze są jak zawsze w skrzynce za krzakami.- Powiedziałam jej i już chciałam odkładać słuchawkę kiedy przypomniała mi się Lydia.- Ja.. umm..- Zaczęłam.- Poznałam tu bardzo fajną dziewczynę, panią.. sama nie wiem jak mam na nią mówić.- nie wiem co sobie pomyśli Lauren.
-Ooo.. fajnie będę za 20 minut.- Rozłączyłam się a ja odłożyłam słuchawkę. Szybko odwróciłam sie w stronę drzwi pokoju i zaczęłam iść w ich stronę. Wróciłam do pokoju i usiadłam na tym samym krześle na którym siedziałam wcześniej. Po chwili drzwi ponownie uchyliły się a do środka weszła Lyli. Trzymała w ręku 5 gazet.
-To tyle.- Z trzaskiem odłożyła gazety na stolik i usiadła. Niemal od razu zabrałam się do czytania i przeglądania gazetek. W każdej pisało coś o mnie i o Louisie. " Alice Bell i jej nowa tajemnicza miłość", "Alice ma chłopaka". Coraz bardziej męczy mnie to wszystko. Trzeba uważać  nawet na to co się robi. Trzeba być ideałem.

*********************************************************************************
Cześć ;*
Szkoda że nie dobiliśmy do 5 komentarzy ;( ale z 4 też trzeba się cieszyć ;))
To może teraz dobijemy do 5? Proszę was to dla mnie ważne. ;**
Dziękuje za te komentarze. Rozdział dedykuje tym właśnie osobą które go skomentowały!!!
Polecam, kocham <33 http://onedirectiononedreamonelove.blogspot.com





czwartek, 27 lutego 2014

rozdział 17

Czytasz = Komentarz

Alice's POV

Wszystko sie kiedyś kończy. Niestety musiałam już wyjść. Ostatni raz spojrzałam na chłopaka i zamknęłam drzwi. Dobrze że pielęgniarka powiedziała żebym wyszła bo inaczej siedziałabym tam przez całą noc. Szłam powoli bardzo długim korytarzem. Było zupełnie cicho i jedynie tykanie zegara naściennego przerywało tą ciszę. Mogłam bez problemu usłyszeć swój oddech. Przed oczami miałam tylko jedną osobę. Louisa... Kiedy siedziałam tam i patrzyłam w jego twarz.. Wydawał się byś taki bezbronny i niewinny. Oddałabym życie za to żeby on teraz wybudził sie z tej śpiączki. Patrzyłam jak jego klatka piersiowa opadała by zaraz znowu się unieść. Wolałabym żebym to ja była w tej jebanej śpiączce. Byłoby lepiej dla nas dwóch. Nie jestem zła na Louisa tylko na samą siebie. Popchnęłam wielkie drzwi i weszłam na swój oddział. Tutaj jest większy ruch. Nie kierowałam się jednak do pokoju. Szłam dalej. Weszłam do poczekalni gdzie kilkoro pacjentów czekało na przyjęcie ich. Stanęłam koło wielkich szklanych drzwi wejściowych. Wpatrywałam się w ciemną ulice. Nikt nie chodził już o tej porze  po mieście. Wszystko było takie spokojne. Jedna pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Popchnęłam drzwi i wyszłam. Powolnym krokiem brnęłam przed siebie. Zaszłam kilka metrów kiedy ze szpitala wybiegła także pielęgniarka. Zaczęła biec w moim kierunku i krzyczeć żebym zaczekała. Nie zwracałam na to uwagi. W końcu dogoniła mnie. Szarpnęła za moje ramie próbując mnie zatrzymać. Na niewiele to się zdało. Powstrzymywałam się od płaczu jednak nie zdołałam tego zrobić. Strużki łez ściekały po moich policzkach. Pielęgniarka wzywała pomocy.
-Niech pani nie woła...-Urwałam jej w pół słowa.-Nikt i tak nie usłyszy- Dodałam spuszczając głowę.
Kobieta była dość zaskoczona. Zastanawiała się co ma zrobić. Wiedziała że nie może pozwolić na to bym opuściła szpital w takim stanie.
- Wie pani jak to jest... stracić osobę która jest dla pani wszystkim?- Zapytałam się. Nadal płakałam.
-Tak..-Szepnęła. Uśmiechnęła się smutno i spuściła wzrok na swoje buty. Zaciekawiło mnie to. Momentalnie przestałam płakać i podeszłam do ławki przy chodniku. Usiadłam na niej i poklepałam miejsce obok. Usadowiła się wygodnie.
-Widzę że zapewne czułaś lub nadal czujesz to co ja teraz.- Ta kobieta nie wiedziała czego doświadczyłam ale nie będę opowiadać jej co się stało no chyba że mnie poprosi.
-Miałam męża... był żołnierzem.- Zamknęła oczy i przyłożyła swoją zaciśniętą rękę do serca.-Zginął na ostatniej misji. Zostawił mnie samą z 2 dzieci.- Próbowała się uspokoić biorąc głęboki wdech. Nie wahałam się. Mocno przytuliłam pielęgniarkę i poklepałam po plecach.
-Ale się nie poddaje. To co się zdarzyło to się zdarzyło i już nic nie zmienię. Jest mi ciężko ale się nie poddaje. Dlatego ty też nie powinnaś. Nie wiem co wydarzyło się tobie ale nie powinnaś się poddawać. Każdy ma złe chwile w życiu.- Mówiąc to rozluźniła uścisk. Uśmiechnęłam się do niej. Czułam że ta kobieta to jedna z tych osób z którymi zawsze się dogadam.
-Jak masz na imie?- Zapytałam.
-Nazywam się Lydia. Twoje imię znam. Widziałam ciebie w telewizji ale wolę cię traktować jako normalną osobę a nie jako piosenkarkę.- Lydia jakie to piękne imię. Uśmiechnęłam się pokazując moje dołeczki.
-Wracamy?- Zaproponowałam.
-Jasne.- Odparła wstając.
-Ile masz lat?- Zapytałam się. Szłyśmy powoli uśmiechając się do siebie.
-28 Wiem że jestem dość młoda jak na swój zawód ale nie jestem słaba w tym co robię.-Uśmiechnęła się.
-Ja mam 19 lat.- Odpowiedziałam-Zawsze zadawałam się ze starszymi od siebie.-Dodałam.
Weszłyśmy do środka. Na zewnątrz było ciepło ponieważ jest lato. W środku pracowała klimatyzacja. Spojrzałam sie na zegar naścienny. Była 3:00 w nocy. Lydia musiała pójść ale obiecała że wpadnie do mnie rano. Szybko weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Zapaliłam światło i usiadłam na łóżku. Spojrzałam w lustro. Moje włosy były rozczesane. Ktoś musiał doprowadzić mnie do porządku po wypadku. Byłam zmęczona. Stanęłam przy parapecie i gapiłam się w gwiazdy. Ciekawe co przyniesie następny dzień. Uporałam się z większą częścią swojego problemu. To dowodzi temu że czasami do rozwiązania kłopotów potrzebna jest druga osoba. Taka której możesz zaufać.Szybko wskoczyłam do łóżka i przykryłam się. Zasnęłam spokojnie. Nie martwiłam się bo wiedziałam że mam kolejną osobę która mi pomoże.



*********************************************************************************
Hej <3
Przepraszam że musieliście czekać ;((
Mam ostatnio strasznie dużo na głowie. Mojej mamie nawet chorego człowieka nie jest żal.
I jak wam się podoba rozdział 17? ;* Komentujcie!!!
Następny rozdział pojawi się jak będzie 5 komentarzy. Ja nie chce was szantażować ani nic po prostu potrzebuje motywacji w postaci komentarzy. Uwielbiam je czytać. <33

poniedziałek, 24 lutego 2014

rozdział 16

Czytasz = Komentarz

Alice's POV

Oczekiwanie na operację było jak oczekiwanie na wyrok śmierci. Bałam się. Jeszcze nigdy nie byłam operowana. Doktorka gadała żebym się nie denerwowała bo to niezdrowe dla osoby z takimi urazami ale jak ja mam się nie martwić? Stanowczo za dużo spoczeło ostatnio na mojej głowie. Ciekawe czy Mark zorientował się że mnie niema.  Dziewczyny pewnie myślą że opijam kolejne zwycięstwo. W końcu i tak się dowiedzą o tym co się stało. Nadal dręczyła mnie myśl co spowodowało wypadek. Przecież wszystko działało. Ja już nic nie rozumiem. Myśli że to przeze mnie zadręczały mnie coraz bardziej. Jeżeli to faktycznie byłam ja najprawdopodobniej zamkną mnie w więzieniu. To zrujnuje moją kariere,  zajomości... zrujnuje wszystko. Na samą myśl o tym wzdrygnełam się. Ciekawe co teraz myśli Thom. Zupełnie o nim zapomniałam. Zapewne będą pisać o wypadku w jutrzejszych gazetach. Uhh nie no po prostu świetnie.  Właściwie to nadal nie wiem ile tu jestem. Od czasu odzyskania przezemnie przytomności mineło około 3 godzin. Zdrętwiały mi chyba juz wszystkie części ciała. Chciałam wstać, pochodzić, zobaczyć na którym oddziale jest Louis i dowiedzieć się wiencej o tym co się stało ale nie mogłam. Chciałabym żeby było już po wszystkim. Siedziałabym teraz w domu na wygodnym łóżku pijąc gorącą czekoladę i gadałabym z Louisem. O wszystkim. Dopiero teraz gdy patrze na to co się stało widzę że Louis jest dla mnie ważniejszy niż myślałam dotychczas. Nie lubiłam Louisa tak jak przyjaciela. To było coś więcej. Nie wiem czy to uczucie można było nazwac miłością. Mówiąc szczerze jeszcze w nikim się nie zakochałam. W Bradford zwykle wychodziłam do klubu ze znajomymi, szukałam faceta, bzykałam się z nim a rano wracałam do domu jak gdyby nigdy nic. Zwykle dziewczyny szukają sobie jakiś stałych związków ale jak już mówiałam ja jestem innym przypadkiem.
- Proszę pani zawieziemy teraz panią na sale operacyjną.-Z zamyślenia wyrwał mnie głos dr.Harvey
-Ughh ok..- Odpowiedziałam. Zrobiłam głęboki wdech i wydech. Sprawiło mi to ból przez moje złamane żebra. A co jeżeli operacja się nie uda. Nie będę mogła chodzić. Bałam się tego. Louis nie będzie chciał zadawać się z kaleką. Najgorsze jest.. jest to że jeżeli go strace. Nie mogłam o tym myśleć. Utrata Louisa była by bardziej bolesna niż to wszystko co teraz mam złamane, uszkodzone i zranione. Louis to jedyna osoba której mogę wszystko powiedzieć.
Dwie osoby pchały moje łóżko prosto na sale operacyjną. Alice uspokuj się.
 * * *
Powoli dochodziłam do siebie. Bolała mnie głowa. Nie wiem gdzie leżałam. Łóżko było wygodniejsze niż tamto na którym leżałam przed operacją. Było mi lepiej też dlateko że leżałam w pozycji półsiedzącej. Czułam coś cięszkiego na kladce piersiowej. Chciałam zobaczyć co to jest ale nie chciałam otwierać oczu. W końcu jedna musiałam je otworzyć. Rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w pokoju. Był tam półmrok. Spojrzałam w dół na swoje ubranie. Miałam na sobie leczniczy gorset i zabandażowaną nogę. Ubrana byłam w nie zbyt ładną szpitalną pirzamę. Ciekawe czy już mogę wstawać. Rozejrzalam się dookoła. Zobaczyłam guzik który wzywał pielęgniarke. Szybko nacisnełam czerwony guziczek a po chwili przyszła ubrana na biało kobieta.
-Coś się stało?-Zapytała delikatnie.
-Mogę już chodzić?-Powoli uniosłam się na łokciach.
-Tak, pani doktor mówiła że możesz przejść się kawałek po szpitalu.-Odparła
-Ohh to dobże dziękuje.-Oparłam się o opa rcie i głowę o zagłówek. Gdy pielęgniarka wyszła od razu wstałam. Uchyliłam lekko drzwi i wychyliłam głowę na zwnątrz upewniłam  ze nikogo nie ma na korytarzu.
Wyszłam zamykając drzwi za sobą. Zkręcałam w odpowiednie alejki. W końcu doterłam.
Wielkie drzwi z napisen u góry
-Najgorsze przypadki- Przeczytałam cicho. Przełknełam ślinę myśląc do jakiego stanu doprowadziłam Louisa. Popchnełam drzwi i weszłam na zupełnie inny oddział. Podeszłam do recepcji.
-Przepraszam szukam Louisa Tomlinsona.- Powiedziałam do kobiety za blatem.
-Czy jest pani z rodziny pacjęta?-Zapytała szukając jakiejś karty.
-Nie ale brałam udział w wypadku w którym on także uczestniczył i..-Tutaj zawachałam się.- Jestem jego dziewczyną.-To powiedziałam trochę ciszej.
-W takim razie pan Tomlinson leży w pokoju nmr.173. Jest w śpiączce.- Powiedziała wsakzując mi korytarz którym powinnam iść. Szłam powoli. Louis jest w śpiączce i nie wiadomo czy się w ogóle obudzi. Łzy zaczeły napływac mi do oczu. Musiałam się powstrzymać ponieważ w pokoju najprawdopodobniej jest ktoś jeszcze. Szybko doprowadziłam się do porządku. Poprawiłam włosy i zapukałam do drzwi. Otworzyła mi je kobieta i wpuściła do środka.
-Zostawie was samych. Jakby coś było nie tak proszę wołac. Ktoś napewno przyjdzie.-Wyszła zostawiając mnie i Louisa samych. Słuchałam bicia jego serca co umożliwiała aparatura do której był podłączony. Wziełam krzesło i przysunełam je bliżej łóżka. Usiadłam i wpatrywałam się w twarz chłopaka. Nic nie mogłam zrobić. Tak bardzo chciałabym by on mógł teraz ze mną porozmawiać. Łzy zaczeły spływać mi po policzkach. To moja wina że Lou leży tu nie dając żadnej oznaki życia oprucz bicia serca. Złapałam go za ręke i potarłam kciukiem jego kostki.

*********************************************************************************
Hej ;*
Wiem że rozdział miał pojawić się w niedzielę ale miałam zbyt d8użo zajęć do zrobienia.
Przepraszam was że musieliście czekać. Jestem chora i nie chodzę do szkoły więc mam więcej czasu. Nie wiem kiedy dodam następny rozdział ale tak około za dwa dni. Nie obiecuje.. ;((


środa, 19 lutego 2014

rozdział 15

Czytasz = Komentarz

Alice's  POV

Pierwsze 3 okrążenia poszły mi całkiem nieźle. Byłam na prowadzeniu jednak gdy tylko zkończyłam robić kolejne z autem zaczeło dzisać się coś dziwnego. Rozpędzał się coraz bardziej i nie można było gładko zkręcać. Co się kurwa dzieje? Przecież sprawdzałam wszystko i nie było żadnych usterek. Czy coś przeoczyłam..? Nie wiem. Nie wycofam się z wyścigu. Nie ma takiej opcji. Jak już się ścigać to do końca.
- Alice coś jest nie tak..- Powiedział Louis. Niepokój i strach wzrastał z każdą minutą ale nie miałam zamiaru się poddawać.
- Dam radę.- Powiedziałam zaciskając ręce na kierownicy. Niestety z każdą sekundą było coraz gorzej. Robiłam co mogłam ale samochodu nie dało się opanować.
-Louis nie  mogę zwolnić.- powiedziałam pół szeptem. Lou otworzył szeroko oczy. Próbował naciągnąć ręczny ale nie udawało się mu.
- Pozostało nam jeździć w kółko dopóki nie zkończy się paliwo.- Nadal próbował zatrzymać auto. To nie był koniec kłopotów. Kierownica odmawiała posłuszeństwa. W końcu w ogóle przestała działać. Jeszcze tylko kilka chwil a zderzymy się z wielkim betonowym murem.
- Louis nie mogę zkręcać. Przepraszam..- Po tych słowach zamknełam oczy. Poczułam bardzo silne uderzenie. Coś wbiło mi się w nogę. Nie mogłam się ruszyć a wszystko co widziałam było za mgłą. Jedyne co mogłam zrobić to dowrócić głowę. Zobaczyłam chłopaka. Nie ruszał się i prwaie wszędzie na jego ciele widać było plamy krwi. Nie wiem jakie ja poniosłam obrażenia bo nie mogłam spojrzec w dół. Najbardziej bolała mnie klatka piersiowa, plecy i noga. Moje powieki powoli się zamykały. Tylko słuchałam. Słyszałam krzyki panikujących ludzi i osób którzy mówili żeby się odsunąć. Nie wiem co się stało po tem.
*********************************************************************************
Obudziłam się chyba w szpitalu. Nie widziałam nic oprócz jesnego światła. Słuchałam pikanie Kardiomonitora do którego byłam podłączona.Czułam na sobie rurki, kabelki czy co to tam było. Byałm unieruchomiona na łużku. Nie mogłam się podnieźć ani ruszyć głową.
Co jest z Louisem? Czy on żyje? Ile czasu byłam nie przytomna? Miałam tyle pytań.
Usłyszałam stukot obcasów. Nie mogłam odwrócić głowy. Cholernie bolały mnie plecy, kladka piersiowa i noga. Kobieta ubrana w niebieski strój lekarski staneła tuż nademną tak bym mogła ją zobaczyć. Usmiechneła się lekko.
- Witaj mam na imię Ella Harvey i to ja będę cie leczyć przez najbliższy czas..- Wzieła zeszyt z notatkami i przecztała coś w nim.
-P-przez najbliższy czas? Jak długo tu będe?- Zapytałam się
-Przewiduje że około tygodnia jak nie więcej- Popatrzyła na mnie z współczuciem.
-Zaraz.. co z Louisem on zyje?-Próbowałam poruszyć się choć kawałek.
-Nie wiem proszę pani ale proszę się nie ruszać. Ma pani uszkodzony kręgosłup i złamane pare żeber.-Powiedziała
-Co jest z Louisem ..-Krzyknełam..
-Umm jak ma na nazwisko ?- Widać było że prubuje to ukryć strach.
-Tomlinson-Starałam się uspokoić.
-Proszę poczekać pójdę zobaczyć czy mamy takiego pacjęta-Mówiąc to wyszła z pomieszczenia gdzie w tej chwili była.
Czekałam już dosyć długo przynajmniej tak myślałam. Wydawało mi się jakby mineły godziny ale w żeczywistości mineło dopiero 10 minut. Mogłam jedynie gapić się w sufit więc to nic dziwnego że dłużył mi się czas. Jeszcze dotego miałam pare zmartwień na głowie. Nie wiem czy dziewczyny już wiedzą co się stało a co gorsza.. Mark stanie się upierdliwy. Jednak najwięcej martwiłam się o Louisa. Mam nadzieję że przeżył. Okoliczności wypatku są dziwne. Przecież wszystko sprawdziłam i było ok. Jak jechałam na miejsce wszystko dziwałało ale na torze już przestało. Coś tu jest nie tak. Nie rozumiem czy ja cos przeoczyłam? Nie wiem co myśleć. W tej samej chwili przyszła lekarka. Trzymała w rękach koperte.
-Pan Tomlinson jest na ostrym dyżurze-Poinformowała mnie zaglądając do koperty. Kamjeń spadł mi z serca. Jednak żyje.- Mam wyniki badać które ci zrobiono kiedy byłaś nieprzytomna.-Czytała zawartość koperty. -Nie wygląda to za dobże chyba trzeba będzie operoować.-O kurwa jak dziewczyny się dowiedzą to mnie zabiją a Mark im w tym pomoże.
-Ohh..-Tylko tyle byłam w stanie odpowiedzieć.
-Jak juz mówiłam ma pani złamane żebra. Dokładnie trzy i zastanawiam się czy polączyc je operacyjnie czy poczekac aż się same zrosną.- Powiedziała pocierając swoją dolna wargę. To dziwne.. tak naprawde to całe moje życie jest w rękach tej oto kobiety.

*********************************************************************************
Przepraszam za spóźnienie ;o
Komentujcie ;*
Następny rozdział postaram się napisać na niedziele.