Alice's POV
Wszystko sie kiedyś kończy. Niestety musiałam już wyjść. Ostatni raz spojrzałam na chłopaka i zamknęłam drzwi. Dobrze że pielęgniarka powiedziała żebym wyszła bo inaczej siedziałabym tam przez całą noc. Szłam powoli bardzo długim korytarzem. Było zupełnie cicho i jedynie tykanie zegara naściennego przerywało tą ciszę. Mogłam bez problemu usłyszeć swój oddech. Przed oczami miałam tylko jedną osobę. Louisa... Kiedy siedziałam tam i patrzyłam w jego twarz.. Wydawał się byś taki bezbronny i niewinny. Oddałabym życie za to żeby on teraz wybudził sie z tej śpiączki. Patrzyłam jak jego klatka piersiowa opadała by zaraz znowu się unieść. Wolałabym żebym to ja była w tej jebanej śpiączce. Byłoby lepiej dla nas dwóch. Nie jestem zła na Louisa tylko na samą siebie. Popchnęłam wielkie drzwi i weszłam na swój oddział. Tutaj jest większy ruch. Nie kierowałam się jednak do pokoju. Szłam dalej. Weszłam do poczekalni gdzie kilkoro pacjentów czekało na przyjęcie ich. Stanęłam koło wielkich szklanych drzwi wejściowych. Wpatrywałam się w ciemną ulice. Nikt nie chodził już o tej porze po mieście. Wszystko było takie spokojne. Jedna pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Popchnęłam drzwi i wyszłam. Powolnym krokiem brnęłam przed siebie. Zaszłam kilka metrów kiedy ze szpitala wybiegła także pielęgniarka. Zaczęła biec w moim kierunku i krzyczeć żebym zaczekała. Nie zwracałam na to uwagi. W końcu dogoniła mnie. Szarpnęła za moje ramie próbując mnie zatrzymać. Na niewiele to się zdało. Powstrzymywałam się od płaczu jednak nie zdołałam tego zrobić. Strużki łez ściekały po moich policzkach. Pielęgniarka wzywała pomocy.
-Niech pani nie woła...-Urwałam jej w pół słowa.-Nikt i tak nie usłyszy- Dodałam spuszczając głowę.
Kobieta była dość zaskoczona. Zastanawiała się co ma zrobić. Wiedziała że nie może pozwolić na to bym opuściła szpital w takim stanie.
- Wie pani jak to jest... stracić osobę która jest dla pani wszystkim?- Zapytałam się. Nadal płakałam.
-Tak..-Szepnęła. Uśmiechnęła się smutno i spuściła wzrok na swoje buty. Zaciekawiło mnie to. Momentalnie przestałam płakać i podeszłam do ławki przy chodniku. Usiadłam na niej i poklepałam miejsce obok. Usadowiła się wygodnie.
-Widzę że zapewne czułaś lub nadal czujesz to co ja teraz.- Ta kobieta nie wiedziała czego doświadczyłam ale nie będę opowiadać jej co się stało no chyba że mnie poprosi.
-Miałam męża... był żołnierzem.- Zamknęła oczy i przyłożyła swoją zaciśniętą rękę do serca.-Zginął na ostatniej misji. Zostawił mnie samą z 2 dzieci.- Próbowała się uspokoić biorąc głęboki wdech. Nie wahałam się. Mocno przytuliłam pielęgniarkę i poklepałam po plecach.
-Ale się nie poddaje. To co się zdarzyło to się zdarzyło i już nic nie zmienię. Jest mi ciężko ale się nie poddaje. Dlatego ty też nie powinnaś. Nie wiem co wydarzyło się tobie ale nie powinnaś się poddawać. Każdy ma złe chwile w życiu.- Mówiąc to rozluźniła uścisk. Uśmiechnęłam się do niej. Czułam że ta kobieta to jedna z tych osób z którymi zawsze się dogadam.
-Jak masz na imie?- Zapytałam.
-Nazywam się Lydia. Twoje imię znam. Widziałam ciebie w telewizji ale wolę cię traktować jako normalną osobę a nie jako piosenkarkę.- Lydia jakie to piękne imię. Uśmiechnęłam się pokazując moje dołeczki.
-Wracamy?- Zaproponowałam.
-Jasne.- Odparła wstając.
-Ile masz lat?- Zapytałam się. Szłyśmy powoli uśmiechając się do siebie.
-28 Wiem że jestem dość młoda jak na swój zawód ale nie jestem słaba w tym co robię.-Uśmiechnęła się.
-Ja mam 19 lat.- Odpowiedziałam-Zawsze zadawałam się ze starszymi od siebie.-Dodałam.
Weszłyśmy do środka. Na zewnątrz było ciepło ponieważ jest lato. W środku pracowała klimatyzacja. Spojrzałam sie na zegar naścienny. Była 3:00 w nocy. Lydia musiała pójść ale obiecała że wpadnie do mnie rano. Szybko weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Zapaliłam światło i usiadłam na łóżku. Spojrzałam w lustro. Moje włosy były rozczesane. Ktoś musiał doprowadzić mnie do porządku po wypadku. Byłam zmęczona. Stanęłam przy parapecie i gapiłam się w gwiazdy. Ciekawe co przyniesie następny dzień. Uporałam się z większą częścią swojego problemu. To dowodzi temu że czasami do rozwiązania kłopotów potrzebna jest druga osoba. Taka której możesz zaufać.Szybko wskoczyłam do łóżka i przykryłam się. Zasnęłam spokojnie. Nie martwiłam się bo wiedziałam że mam kolejną osobę która mi pomoże.
Hej <3
Przepraszam że musieliście czekać ;((
Mam ostatnio strasznie dużo na głowie. Mojej mamie nawet chorego człowieka nie jest żal.
I jak wam się podoba rozdział 17? ;* Komentujcie!!!
Następny rozdział pojawi się jak będzie 5 komentarzy. Ja nie chce was szantażować ani nic po prostu potrzebuje motywacji w postaci komentarzy. Uwielbiam je czytać. <33
Nie wiem co napisać. Poprostu był cudny jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńO Bodżenko hjgasdyusayf ♥
OdpowiedzUsuńAaaa! czekam na nexta i dużo weny życzę kotku ;***
Martuśka z http://onedirectiononedreamonelove.blogspot.com
Kocham to ♥♥♥ Dodaj następny rozdział! Błagam kocham Louisa i chce jeszcze ♥
OdpowiedzUsuńCudoo♥! Miałam sen z Louisem całowała się z nim w łazience ♥ KOCHAM GO ♥I Barbare ♥
OdpowiedzUsuń