czwartek, 6 marca 2014

rozdział 18

Czytasz = Komentarz

Alice's POV

Obudziłam się wyspana i szczęśliwa. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Promienie słońca wpadały przez okno. Nie dziwię się bo przecież jest połowa sierpnia. W pomieszczeniu było naprawdę duszno. Powoli wstałam i podeszłam do okna. Otworzyłam je i spojrzałam w dół na biegających w pośpiechu ludzi. Zawsze tak jest. Rano i po południu na ulicach Londynu jest tłok a wieczorem panują pustki.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę..!- Powiedziałam głośno. Drzwi uchyliły się a moim oczą ukazała się Lydia niosąca tacę z gorącym posiłkiem.
-Witaj przyniosłam śniadanie.- Przywitała mnie. Usiadłam przy stole a ona postawiła na nią tacę. Śniadanie było typowo szpitalne. Kasza manna i herbata. Nienawidziłam kaszy mannej ale byłam tak głodna że nie myślałam o tym czy ją lubię czy nie. Niemal od razu zabrałam się do jedzenia. Kobieta zaśmiała się i usiadła po drugiej stronie stołu.
-Wyglądasz jakby cię tu głodzili.- Zachichotała pod nosem. Nie odpowiedziałam nic. Włożyłam kolejną łyżkę jedzenia do buzi. Kiedy już skończyłam jeść zabrałam się za herbatę.
- Wczoraj wieczorem zanim poszłam do domu przeczytałam twoją kartę pacjęta.- Powiedziała przeczesując swoje włosy.- Nie pisało tam nic że nie możesz czegoś jeść ani pić więc zrobiłam ci herbatę.- Uśmiechnełą się szeroko.
-Po co to zrobiłaś? Jeżeli ktoś by to zobaczył zwolnili by cie.- Zmrużyłam oczy przechylając głowę w bok.
-Wolała byś pić ciepłą wodę?- Uniosła brew i skrzyżowała ręcę na klatce piersiowej.
-Oczywiście że nie ale nie rozumiem dlaczego ryzykujesz utratą pracy tylko po to żebym ja miała herbatę zamiast wody.- Oparłam sie o siedzenie i patrzyłam się na nią z niedowierzaniem.
- Po prostu potraktuj to jako dobry uczynek.- Wstała i podeszła do łóżka. Poprawiła pościel i wróciła na swoje miejsce.
- To dość śmieszne ale zadziwiające. Niby zwykła herbata ale tyle w niej "dobroci".- Próbowałam się nie roześmiać ale nie wychodziło mi to.
- Wiesz.. jesteś bardzo ładna. Szczerze mówiąc zazdroszczę ci tej urody.-  Przechyliła głowę w bok opierając ją o swoją rękę. Lekko przymrużyła oczy i uśmiechnęła się ciepło.
-Dziękuje ale ty też jesteś śliczna.- Odpowiedziałam uśmiechają cię. Są takie osoby które działają na ciebie jak gaz rozweselający. Jedynym zmartwieniem było to jak zareagują moi znajomi na to że miałam ten wypadek. W sumie to można to traktowac jako taki "test przyjaźni". Prawdziwy przyjaciel zostanie a ten który tylko udaje odejdzie. To prawda że życie jest okrutne. Mimo tych wszystkich smutnych rzeczy nadal jestem wesoła.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- Lydia pomachała mi przed twarzą ręką. Ocknęłam się i spojrzałam na nią mrugając kilka razy.
- Sory.- Odpowiedziałam jej uderzając się w czoło śmiejąc sie przy tym.-Jak mogę na ciebie mówić. Lydia to dość długie imię.- Zapytałam się.
- Jesteś straszliwie leniwa. Nie chce ci się wymawiać nawet mojego imienia. Znajomi mówią mi Lyli.- Lekko przechyliła głowę w bok.
-Poszła byś dla mnie do sklepu?- Pomyślałam że Lyli mogłaby mi coś kupić.
-Jasne a co chcesz?- Wyprostowała się.
-Kup mi wszystkie gazety w których coś o mnie pisze. Oddam ci jak tylko będę mogła.- Poprosiłam ją.
-Nie musisz oddawać.- Kiwnęła ręką i wstała.
-I tak ci oddam mam dużo pieniędzy.- Również wstałam i poszłam za nią do drzwi.
-Nie nie oddasz. Za jakieś 10 minut wrócę.- Mówiąc to wyszła z pokoju. Mam 10 minut by zadzwonić do którejś z dziewczyn. Wybrałam że najlepiej będzie jak powiem o wszystkim Lauren. Jest spokojna i opanowana. Krótko mówiąc jest zupełnym przeciwieństwem Patyci i Emily. Otworzyłam drzwi i wyszłam. Szłam kawałek aż dotarłam do telefonu. Wzięłam słóchawkę i przyłożyłam ją do ucha tym samym wykręcając numer. Louren odebrała po 2 sygnałach.
- Halo?- Odebrała.
-Hej Lauren słuchaj..- Zaczęłam mówić.
- Alice jest 10:00 a ciebie nie ma w domu coś się stało? Zawsze wracałaś z takich wypadów wcześnie rano.- Nie zdążyłam dokończyć zdania.
-No właśnie o to chodzi. Ja jestem w szpitalu.- Odpowiedziałam cicho. Niepokój wzrastał.
- ...- Cisza w słuchawce jeszcze bardziej mnie denerwowała.- A-ale jak to? Co ci się stało?- Jąkała się. Po głosie mogłam stwierdzić że była podenerwowana.
-Miałam wypadek. Proszę narazie nie mów o tym dziewczyną.- Mój głos był spokojny.
-Co ci się stało?- Zapytała. Uspokoiła się trochę.
-Uszkodzony kręgosłup i złamane żebra. Miałam też ranę na nodze ale miałam operacje wiec wszystko jest w miarę ok.- Wytłumaczyłam jej. Nie czułam się już przytłoczona ani zaniepokojona.
-Mam do ciebie przyjechać?- Była zmartwiona. miała taki ton głosu.
- Właściwie możesz przywieść mi moje rzeczy i telefon.. Klucze są jak zawsze w skrzynce za krzakami.- Powiedziałam jej i już chciałam odkładać słuchawkę kiedy przypomniała mi się Lydia.- Ja.. umm..- Zaczęłam.- Poznałam tu bardzo fajną dziewczynę, panią.. sama nie wiem jak mam na nią mówić.- nie wiem co sobie pomyśli Lauren.
-Ooo.. fajnie będę za 20 minut.- Rozłączyłam się a ja odłożyłam słuchawkę. Szybko odwróciłam sie w stronę drzwi pokoju i zaczęłam iść w ich stronę. Wróciłam do pokoju i usiadłam na tym samym krześle na którym siedziałam wcześniej. Po chwili drzwi ponownie uchyliły się a do środka weszła Lyli. Trzymała w ręku 5 gazet.
-To tyle.- Z trzaskiem odłożyła gazety na stolik i usiadła. Niemal od razu zabrałam się do czytania i przeglądania gazetek. W każdej pisało coś o mnie i o Louisie. " Alice Bell i jej nowa tajemnicza miłość", "Alice ma chłopaka". Coraz bardziej męczy mnie to wszystko. Trzeba uważać  nawet na to co się robi. Trzeba być ideałem.

*********************************************************************************
Cześć ;*
Szkoda że nie dobiliśmy do 5 komentarzy ;( ale z 4 też trzeba się cieszyć ;))
To może teraz dobijemy do 5? Proszę was to dla mnie ważne. ;**
Dziękuje za te komentarze. Rozdział dedykuje tym właśnie osobą które go skomentowały!!!
Polecam, kocham <33 http://onedirectiononedreamonelove.blogspot.com





2 komentarze: