środa, 12 marca 2014

drugie opowiadanie

Witam was kochanii <3
Niespodziankaaa..!!! Piszę nowe opowiadanie. Jak zwykle o Lou ale główną bohaterką jest Perrie. Nie bawiłam się w nim w wymyślanie jakiś innych imion. Pierwszy rozdział nie jest jakoś za bardzo ciekawy ale potem zacznie się akcja.. Mam całkiem fajny pomysł którego wam nie zdradzę. Mam nadzieję że będzie się podobać.


killingmachinexxx.blogspot.com

^
|
|
|
|

Zapraszam!!!

wtorek, 11 marca 2014

rozdział 20

Czytasz=Komentarz

Alice's POV

Lydia wyszła zaraz po Lauren. Leżałam na łóżku i przeglądałam telefon. Cieszyłam się że dziewczyny polubiły się. Przeglądając telefon zauważyłam że mam 3 nieodebrane połączenia. Mark. Nie mogłam nie oddzwonić bo Mark będzie się wszystkich wypytywał co się ze mną stało a oddzwonić też nie chcę. Postanowiłam że jednak zadzwonię do niego. Wykręciłam jego numer i przyłożyłam telefon do ucha. Po  pięciu sygnałach w słuchawce rozebrzmiał głos Marka.
- Halo Alice? Gdzie ty jesteś?- Krzyknął aż się wzdrygnęłam.
-Jaa.. umm.- Nie mogłam wydusić z siebie słowa.
- Dokończ kurwa to zdanie.- Krzyczał na mnie. Bałam się jak na to zareaguje.
- Jestem w szpitalu, miałam wypadek. - Postanowiłam również krzyczeć.
- Co ty kurwa powiedziałaś?- Gotowało się we mnie. Moje ręce były zaciśnięte w pięści.
-To co słyszałeś. Ja pierdole stało się i się stało trudno.- Wrzasnęłam do telefonu. Ta kłótnia mnie denerwowała.
-Jadę do ciebie.- Po tych słowach rozłączył się.
Przebrałam się w luźny sweter. Znalazłam w torbie jakiś eyeliner, tusz do rzęs i podkład. Zrobiłam lekki makijaż bo nie lubiłam pokazywać się bez makijażu osobą z którymi się pokłóciłam lub ich nie lubię. Gdy miałam na sobie ten tusz i podkład czułam się pewniej. Usiadłam na łóżko i czekałam.  Po krótkim okresie czasu drzwi otworzyły się z hukiem a do środka wszedł wściekły
Mark. Byłam niewiarygodnie spokojna. Przeniosłam na niego wzrok.
-Jakieś wyjaśnienia.- Mówił głośno i walczył z ochotą uderzenia mnie. Było to widać.
-Nie.- Powiedziałam spokojnym, przyciszonym głosem.
-Co ty kurwa powiedziałaś.- Podszedł do mnie i złapał mnie za szyje. Próbował położyć mnie na łóżku tak by mógł mnie udusić lecz ja niemal natychmiast wstałam. Przyparł mnie do ściany. Podduszał mnie. Już raz maiła taką sytuacje w Bradford z jednym z moich klientów. Wiedziałam jak mam się obronić ale głupio mi tak było użyć tego sposobu na Marku. Musiałam. Szybkim i mocnym ruchem kopnęłam faceta prosto w krocze przez co upadł. Usiadłam na niego i dotknęłam Marka w odpowiednie miejsca blokując jego ruchy. Wiedziałam jak zablokować możliwość ruchów u człowieka. Była to przydatna rzecz w mojej starej "pracy". Nie każdy był do ciebie przyjaźnie nastawiony.
-Co ty zrobiłaś suko.- Krzyczał patrząc się na mnie.
-Ze mną się nie zadziera.- Odpowiedziała a następnie wybiegłam na korytarz.
-Pomocy!- Krzyczałam.
-Co się stało?- Podbiegła do mnie jakaś pielęgniarka.
-W moim pokoju jest facet który chciał mnie udusić ratunku.- W moim głosie słychać było panikę. Tak naprawdę nie bałam się po prostu udawałam przerażoną.
-Ochrona..!!- Pielęgniarka z całej siły krzyknęła a po chwili dwóch ubrano na czarno wysokich facetów biegło w naszą stronę.
- Tą kobietę podduszał pewien mężczyzna który znajduje się u niej w pokoju.- Kobieta mówiła tak szybko że ledwie dało się ją zrozumieć. Wszyscy zaczęli biec w kierunku mojego pokoju a gdzie leżał pozbawiony możliwości zrobienia jakiegoś ruchu Mark.
-On nie może się ruszyć.- Powiedział do mnie jeden z ochroniarzy. Oboje patrzyli na mnie jak na wariatkę.
- Zablokowałam jego ruchy. Gdybym tego nie zrobiła pewnie dawno już byłabym nie przytomna.- Wydyszałam.
- Jasne a umiesz to odkręcić.- Zapytał się drugi.
- Tak.- Kiwnęłam głową. Mężczyźni najpierw skuli bezbronnego faceta a potem zrobili mi miejsce żebym mogła spokojnie przywrócić mu ruch. Zblokowanie możliwości poruszania się jest starą japońską sztuczką. To bardzo proste. Szybko dotknęłam dwa czułe punkty a Mark a on od razu wstał i chciał mnie uderzyć. Dwoje ochroniarzy złapali go jednak i wyszli.
- Już wszystko dobrze jakbyś czegoś potrzebowała to wołaj.- Pielęgniarka mówiąc to wyszła a do pokoju weszła uśmiechnięta od ucha do ucha Lydia.
-Nie źle to odegrałaś- Zachichotała i usiadła na krześle.
-Ej....-Zmrużyłam oczy.

-Co?- Wytknęła język na co zachichotałam.- Jak ty mu te ruchy zablokowałaś. To nie jest możliwe.- Patrzyła na mnie z uśmiechem.
- To bardzo proste. Wystarczy znać słabe punkty człowieka.- Wyjaśniłam uśmiechając się.
- Pokarzesz mi jakie to punkty?- Zapytała. Obie ciągle się uśmiechałyśmy.
- To tylko dla wybranych.- Zażartowałam.- A ty nie jesteś wybrana.- Trąciłam ją w ramie.
- Heej dlaczego?- Odwróciła wzrok udając obrażoną.
- Życie.- Wzruszyłam ramionami i zaśmiałam się cicho.

*********************************************************************************
Hej ;D
Oto i jest 20 rozdział. Mam dla was niespodziankę ale poświęcę na nią innego posta. ;**
Komentujcie bo inaczej niespodzianki nie będzie..!!!
Don't worry... Be happy. ;**

sobota, 8 marca 2014

rozdział 19

Czytasz=Komentarz

Lauren's POV

Sięgnęłam za krzaki by wyjąć klucze a już po chwili od kluczyłam dom. W środku było strasznie duszno. Było to spowodowane tym że nigdzie nie było otwartego okna a na zewnątrz temperatura dochodziła do 30°C. Pierwsze co zrobiłam to uchyliłam okno. Gdy skończyłam tą czynność skierowałam się na górę do jej pokoju. Rozejrzałam się do okoła. All jeszcze nikogo nie wpuszczała do środka gdy nie byłą w pobliża. Uważa to pomieszczenie za swoją fortecę. Usiadłam na jej łóżku. Było bardzo wygodne. Gdzie taka Alice mogła by schować swój telefon? Może pod łóżko. Zajrzałam pod nie a moim oczą ukazał się dość dużych rozmiarów zeszyt. Wzięłam go do ręki i z powrotem usadowiłam się na materacu. Zaczęłam czytać losowo strony. Były tu teksty naszych piosenek, rysunki, zdjęcia ale także cytaty z różnych piosenek. Niektóre były dla mnie zrozumiałe a niektóre tylko Alice mogła zrozumieć. Nie mogłam pojąć dlaczego wszystkie cytaty są smutne. Przecież ona zawsze sie uśmiechała. Wydawała się szczęśliwa, zadowolona. Nie mogę myśleć tak pochopnie. Może po prostu lubiła smutne cytaty... nie nie to nie możliwe. To wszystko miało w sobie takie coś. Takie coś czego nie da się opisać. Cały zeszyt prawie eksplodował smutkiem i cierpieniem. Nie wiem dlaczego Alice nie powiedziała nam o tym co ją gnębi. Tak naprawdę cierpiała i nie chciała nic z tym zrobić.
Gdy przewijałam kartki i czytałam każdą uważnie natknęłam się na jedną z piosenek. Musiała być dla niej ważniejsza niż inne ponieważ zapisana była czerwonym długopisem kiedy reszta była po prostu niebieskim albo nawet ołówkiem.
- Little me. - Przeczytałam na głos.
tekst był wyjątkowo piękny. Dla czego nazwała piosenkę nazwą zespołu do którego należy.

She lives in a shadow of a lonely girl
Voice so quiet you don't hear a word
Always talkin' but she can't be heard

You can see it there if you catch her eye
I know she's brave but it's trapped inside
Scared to talk but she don't know why

Wish I knew back then what I know now
Wish I could somehow go back in time
And maybe listen to my own advice

I'd tell her to speak up, tell to shout out
Talk a bit louder, be a bit prouder
Tell her she's beautiful, wonderful, everything she doesn't see

You gotta speak up, you gotta shout out
And know that right here, right now 
You can be beautiful, wonderful
Anything you wanna be

Little me...

Yeah you gotta lotta time to act your age
You can't write a book from a single page 
Hands on a clock only turn one way, yeah

Run too fast and you'll risk it all
Can't be afraid to take a fall
Felt so big but you look so small

Wish I knew back then what I know now
Wish I could somehow go back in time
And maybe listen to my own advice

I'd tell her to speak up, tell to shout out,
Talk a bit louder, be a bit prouder
Tell her she's beautiful, wonderful, everything she doesn't see (I know that right here, right now)

You gotta speak up, (speak up) you gotta shout out, (shout out)
And know that right here, right now 
You can be beautiful, wonderful
Anything you wanna be

Oh, little me...

Tell you one thing I would say to her!


I'd tell her to speak up, tell to shout out
Talk a bit louder be a bit prouder
Tell her she's beautiful, wonderful, everything she doesn't see

(You got to, you got to shout out)
You gotta speak up, you gotta shout out
And know that right here, right now 
You can be beautiful, wonderful
Anything you wanna be (yeah, oh)

I'd tell her to speak up, tell to shout out
Talk a bit louder be a bit prouder
Tell her she's beautiful, wonderful, everything she doesn't see

You gotta speak up, you gotta shout out
And know that right here, right now 
You can be beautiful, wonderful
Anything you wanna be

Oh, little me...

Podczas czytania musiała powstrzymywać się od płaczu. Nie ukrywam to było wzruszające. Znam dobrze co w życiu przeszła Alice i szczerze jej współczuje. Najpierw ojczym potem przykrości związane z brakiem pieniędzy w Bradford a potem kolejne złe wspomnienia z zarabiania nich. Nie myślcie że występowałyśmy tylko na ulicy. Nie stać by nas było nawet na chleb. Alice chodziła dla nas do innej pracy ale mniejsza z tym ona po prostu se dorabiała na ulicy. Nie dość że mieszałyśmy w walącej się szopie to jeszcze to wszystko. Beznadziejni sąsiedzi. Mieszkał koło nas pewien blondyn... nie pamiętam jak miał na imię. Ćpun i alkoholik, ciągle próbował sie do nas dobrać. Pewnego dnia wyprowadził się gdzieś i mam nadzieję że go już nigdy nie spotkam.
Wzdrygnęłam się przypominając sobie po co tak naprawdę tu jestem. Schowałam notes pod łóżko gdzie jego miejsce. Spojrzałam na biurko. Leżały tam 3 telefony Alice. Spakowałam wszystkie do jej torby z "Converse". Otworzyłam szafę i wyjęłam jej rzeczy. Zapięłam torbę i wyszłam z pokoju poprzednio upewniając się że wszystko jest na swoim miejscu. Zbiegłam po schodach i wybiegłam na zewnątrz. Zamknęłam drzwi i wsiadłam do swojego auta. Odjechałam z podjazdu skręcając w odpowiednie ulice. Jechałam powoli w przeciwieństwie do Alice. Szczerze mówiąc przypominała trochę taką chłopczyce.
Gdy dotarłam do szpitala chwile zajęło mi znalezienie wolnego miejsca parkingowego. W końcu je znalazłam i po zakluczeniu auta niemal od razu skierowałam się do szpitala. Niestety kilka fanek zobaczyło mnie i zaczęło biec w moją stronę .
- O mój Boże to Lauren! Lauren!!- Wrzeszczały a ja powoli kierowałam sie w stronę szpitala.- Lauren dasz mi autograf proszę...- Nie wiedziałam co mam zrobić. Stwierdziłam że najlepiej będzie jak dam jej ten autograf i niech się odpierdolą.
-Jasne.- Przytaknęłam robiąc sztuczny uśmiech. Dziewczyny dały mi marker a ja po chwili podpisałam im się.
-Dziękuje.- Odpowiedziały a ja odeszłam od nich. Weszłam do środka. Pracowała tam klimatyzacja więc zrobiło mi się przyjemnie chłodno. Podeszłam do recepcji. Wiedziałam że mnie obserwują. Miałam takie przeczucie.
-Szukam Alice Bell.- Zapracowana recepcjonista spojrzała na mnie odkładając papiery.
- O  mój Boże...- Jej oczy rozszerzyły się i patrzyła się na mnie jak na coś nie z tego świata.- A-Alice leży w pokoju 24.- Patrzyła sie na mnie jak z resztą chyba wszyscy. Robili mi zdjęcia a mnie zaczęło to denerwować. Szybkim krokiem skierowałam się do pokoju. Zapukałam do drzwi. Po chwili one otworzyły się a przede mną stała Alice. Śmiać mi się chciało gdy zobaczyłam jak wygląda. Szpitalna piżama to nie zbyt piękny strój.
- Nie śmiej się ze mnie.- Starała się zrobić wrażenie urażonej ale i tak sie uśmiechała.- Wejdź.- Zaprosiła mnie do środka. Na krześle siedziała jakaś dziewczyna.- Uśmiechnęłam się do niej a ona odwzajemniła uśmiech.
-Lauren miło poznać.- Przedstawiłam się i wyciągnęłam do niej rękę.
-Lydia.- Podałyśmy sobie ręce a ja rzuciłam torbę na łóżko All  potem usiadłam na krześle obok Lydii.
-Przyniosłaś telefon?- Zapytała się grzebiąc w torbie.
- Wszystkie 3.- Odpowiedziałam przytakując głową.
-Masz aż trzy telefony!!!- Lydia patrzyła na Alice z niedowierzaniem.
- Tak... Nie zapominaj że ja mam dosyć dużo pieniędzy.- Dziewczyna była trochę zakłopotana. Nie wiedziała czy może mówić z nią szczerze o tym że jest sławna i ma w chuj pieniędzy.

Lydia's POV

Nie rozumiałam po co jej tyle telefonów. Podczas gdy ja pracuje przez prawie cały czas by zarobić sobie na przyzwoite życie ona wystarczy że zagra sobie jeden koncert od razu dostaje więcej pieniędzy niż ja zarobiłam przez ostatnie 3 miesiące. Zazdrościłam jej. Chciałabym muc tak żyć. W pokoju zapanowała cisza. Nie była jednak tą przyjemną ciszą. Czułam dyskomfort. Wierciłam się na krześle i czekałam aż ktoś coś powie. Nikt jednak nic nie mówił. Nie wiedziałam co robić. Siedziałam w jednym pokoju z dwoma piosenkarkami sławnymi na całą anglie w tym z jedną bardzo się polubiłam. Co wyście by czuli?
-Umm to..- Zaczęła Lauren ale zamilkła. Rozmowa się nam nie kleiła


*********************************************************************************
Heej :3
I oto jest rozdział 19. Nie wiem kiedy pojawi się następny ale jeżeli będziecie komentować to fajnie. Dzięki waszym komentarzom mam więcej chęci do pisania rozdziałów. ;DD Dziękuję <333
Komentujcie...!!!
Tak w ogóle to ja już mam pomysł na drugie opowiadanie ale jak na razie nie zapowiada się na to żebym zaczęła je pisać. xpp
Dodałam kila zmian w Bohaterach i trochę poprawiłam historię Louisa. ( W 7 rozdziale on ja opowiada )
Zauważyłam też że trochę nauczyłam się pisać rozdziały. Porównując stersze rozdziały do tych nowszych to piszę teraz o niebo lepiej i moje słownictwo wzbogaciło sie trochę ale nadal kocham was tak samoo <33 jak nie bardziej. Może nie soą jakieś wow ale są leprze.

czwartek, 6 marca 2014

rozdział 18

Czytasz = Komentarz

Alice's POV

Obudziłam się wyspana i szczęśliwa. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Promienie słońca wpadały przez okno. Nie dziwię się bo przecież jest połowa sierpnia. W pomieszczeniu było naprawdę duszno. Powoli wstałam i podeszłam do okna. Otworzyłam je i spojrzałam w dół na biegających w pośpiechu ludzi. Zawsze tak jest. Rano i po południu na ulicach Londynu jest tłok a wieczorem panują pustki.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę..!- Powiedziałam głośno. Drzwi uchyliły się a moim oczą ukazała się Lydia niosąca tacę z gorącym posiłkiem.
-Witaj przyniosłam śniadanie.- Przywitała mnie. Usiadłam przy stole a ona postawiła na nią tacę. Śniadanie było typowo szpitalne. Kasza manna i herbata. Nienawidziłam kaszy mannej ale byłam tak głodna że nie myślałam o tym czy ją lubię czy nie. Niemal od razu zabrałam się do jedzenia. Kobieta zaśmiała się i usiadła po drugiej stronie stołu.
-Wyglądasz jakby cię tu głodzili.- Zachichotała pod nosem. Nie odpowiedziałam nic. Włożyłam kolejną łyżkę jedzenia do buzi. Kiedy już skończyłam jeść zabrałam się za herbatę.
- Wczoraj wieczorem zanim poszłam do domu przeczytałam twoją kartę pacjęta.- Powiedziała przeczesując swoje włosy.- Nie pisało tam nic że nie możesz czegoś jeść ani pić więc zrobiłam ci herbatę.- Uśmiechnełą się szeroko.
-Po co to zrobiłaś? Jeżeli ktoś by to zobaczył zwolnili by cie.- Zmrużyłam oczy przechylając głowę w bok.
-Wolała byś pić ciepłą wodę?- Uniosła brew i skrzyżowała ręcę na klatce piersiowej.
-Oczywiście że nie ale nie rozumiem dlaczego ryzykujesz utratą pracy tylko po to żebym ja miała herbatę zamiast wody.- Oparłam sie o siedzenie i patrzyłam się na nią z niedowierzaniem.
- Po prostu potraktuj to jako dobry uczynek.- Wstała i podeszła do łóżka. Poprawiła pościel i wróciła na swoje miejsce.
- To dość śmieszne ale zadziwiające. Niby zwykła herbata ale tyle w niej "dobroci".- Próbowałam się nie roześmiać ale nie wychodziło mi to.
- Wiesz.. jesteś bardzo ładna. Szczerze mówiąc zazdroszczę ci tej urody.-  Przechyliła głowę w bok opierając ją o swoją rękę. Lekko przymrużyła oczy i uśmiechnęła się ciepło.
-Dziękuje ale ty też jesteś śliczna.- Odpowiedziałam uśmiechają cię. Są takie osoby które działają na ciebie jak gaz rozweselający. Jedynym zmartwieniem było to jak zareagują moi znajomi na to że miałam ten wypadek. W sumie to można to traktowac jako taki "test przyjaźni". Prawdziwy przyjaciel zostanie a ten który tylko udaje odejdzie. To prawda że życie jest okrutne. Mimo tych wszystkich smutnych rzeczy nadal jestem wesoła.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- Lydia pomachała mi przed twarzą ręką. Ocknęłam się i spojrzałam na nią mrugając kilka razy.
- Sory.- Odpowiedziałam jej uderzając się w czoło śmiejąc sie przy tym.-Jak mogę na ciebie mówić. Lydia to dość długie imię.- Zapytałam się.
- Jesteś straszliwie leniwa. Nie chce ci się wymawiać nawet mojego imienia. Znajomi mówią mi Lyli.- Lekko przechyliła głowę w bok.
-Poszła byś dla mnie do sklepu?- Pomyślałam że Lyli mogłaby mi coś kupić.
-Jasne a co chcesz?- Wyprostowała się.
-Kup mi wszystkie gazety w których coś o mnie pisze. Oddam ci jak tylko będę mogła.- Poprosiłam ją.
-Nie musisz oddawać.- Kiwnęła ręką i wstała.
-I tak ci oddam mam dużo pieniędzy.- Również wstałam i poszłam za nią do drzwi.
-Nie nie oddasz. Za jakieś 10 minut wrócę.- Mówiąc to wyszła z pokoju. Mam 10 minut by zadzwonić do którejś z dziewczyn. Wybrałam że najlepiej będzie jak powiem o wszystkim Lauren. Jest spokojna i opanowana. Krótko mówiąc jest zupełnym przeciwieństwem Patyci i Emily. Otworzyłam drzwi i wyszłam. Szłam kawałek aż dotarłam do telefonu. Wzięłam słóchawkę i przyłożyłam ją do ucha tym samym wykręcając numer. Louren odebrała po 2 sygnałach.
- Halo?- Odebrała.
-Hej Lauren słuchaj..- Zaczęłam mówić.
- Alice jest 10:00 a ciebie nie ma w domu coś się stało? Zawsze wracałaś z takich wypadów wcześnie rano.- Nie zdążyłam dokończyć zdania.
-No właśnie o to chodzi. Ja jestem w szpitalu.- Odpowiedziałam cicho. Niepokój wzrastał.
- ...- Cisza w słuchawce jeszcze bardziej mnie denerwowała.- A-ale jak to? Co ci się stało?- Jąkała się. Po głosie mogłam stwierdzić że była podenerwowana.
-Miałam wypadek. Proszę narazie nie mów o tym dziewczyną.- Mój głos był spokojny.
-Co ci się stało?- Zapytała. Uspokoiła się trochę.
-Uszkodzony kręgosłup i złamane żebra. Miałam też ranę na nodze ale miałam operacje wiec wszystko jest w miarę ok.- Wytłumaczyłam jej. Nie czułam się już przytłoczona ani zaniepokojona.
-Mam do ciebie przyjechać?- Była zmartwiona. miała taki ton głosu.
- Właściwie możesz przywieść mi moje rzeczy i telefon.. Klucze są jak zawsze w skrzynce za krzakami.- Powiedziałam jej i już chciałam odkładać słuchawkę kiedy przypomniała mi się Lydia.- Ja.. umm..- Zaczęłam.- Poznałam tu bardzo fajną dziewczynę, panią.. sama nie wiem jak mam na nią mówić.- nie wiem co sobie pomyśli Lauren.
-Ooo.. fajnie będę za 20 minut.- Rozłączyłam się a ja odłożyłam słuchawkę. Szybko odwróciłam sie w stronę drzwi pokoju i zaczęłam iść w ich stronę. Wróciłam do pokoju i usiadłam na tym samym krześle na którym siedziałam wcześniej. Po chwili drzwi ponownie uchyliły się a do środka weszła Lyli. Trzymała w ręku 5 gazet.
-To tyle.- Z trzaskiem odłożyła gazety na stolik i usiadła. Niemal od razu zabrałam się do czytania i przeglądania gazetek. W każdej pisało coś o mnie i o Louisie. " Alice Bell i jej nowa tajemnicza miłość", "Alice ma chłopaka". Coraz bardziej męczy mnie to wszystko. Trzeba uważać  nawet na to co się robi. Trzeba być ideałem.

*********************************************************************************
Cześć ;*
Szkoda że nie dobiliśmy do 5 komentarzy ;( ale z 4 też trzeba się cieszyć ;))
To może teraz dobijemy do 5? Proszę was to dla mnie ważne. ;**
Dziękuje za te komentarze. Rozdział dedykuje tym właśnie osobą które go skomentowały!!!
Polecam, kocham <33 http://onedirectiononedreamonelove.blogspot.com





czwartek, 27 lutego 2014

rozdział 17

Czytasz = Komentarz

Alice's POV

Wszystko sie kiedyś kończy. Niestety musiałam już wyjść. Ostatni raz spojrzałam na chłopaka i zamknęłam drzwi. Dobrze że pielęgniarka powiedziała żebym wyszła bo inaczej siedziałabym tam przez całą noc. Szłam powoli bardzo długim korytarzem. Było zupełnie cicho i jedynie tykanie zegara naściennego przerywało tą ciszę. Mogłam bez problemu usłyszeć swój oddech. Przed oczami miałam tylko jedną osobę. Louisa... Kiedy siedziałam tam i patrzyłam w jego twarz.. Wydawał się byś taki bezbronny i niewinny. Oddałabym życie za to żeby on teraz wybudził sie z tej śpiączki. Patrzyłam jak jego klatka piersiowa opadała by zaraz znowu się unieść. Wolałabym żebym to ja była w tej jebanej śpiączce. Byłoby lepiej dla nas dwóch. Nie jestem zła na Louisa tylko na samą siebie. Popchnęłam wielkie drzwi i weszłam na swój oddział. Tutaj jest większy ruch. Nie kierowałam się jednak do pokoju. Szłam dalej. Weszłam do poczekalni gdzie kilkoro pacjentów czekało na przyjęcie ich. Stanęłam koło wielkich szklanych drzwi wejściowych. Wpatrywałam się w ciemną ulice. Nikt nie chodził już o tej porze  po mieście. Wszystko było takie spokojne. Jedna pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Popchnęłam drzwi i wyszłam. Powolnym krokiem brnęłam przed siebie. Zaszłam kilka metrów kiedy ze szpitala wybiegła także pielęgniarka. Zaczęła biec w moim kierunku i krzyczeć żebym zaczekała. Nie zwracałam na to uwagi. W końcu dogoniła mnie. Szarpnęła za moje ramie próbując mnie zatrzymać. Na niewiele to się zdało. Powstrzymywałam się od płaczu jednak nie zdołałam tego zrobić. Strużki łez ściekały po moich policzkach. Pielęgniarka wzywała pomocy.
-Niech pani nie woła...-Urwałam jej w pół słowa.-Nikt i tak nie usłyszy- Dodałam spuszczając głowę.
Kobieta była dość zaskoczona. Zastanawiała się co ma zrobić. Wiedziała że nie może pozwolić na to bym opuściła szpital w takim stanie.
- Wie pani jak to jest... stracić osobę która jest dla pani wszystkim?- Zapytałam się. Nadal płakałam.
-Tak..-Szepnęła. Uśmiechnęła się smutno i spuściła wzrok na swoje buty. Zaciekawiło mnie to. Momentalnie przestałam płakać i podeszłam do ławki przy chodniku. Usiadłam na niej i poklepałam miejsce obok. Usadowiła się wygodnie.
-Widzę że zapewne czułaś lub nadal czujesz to co ja teraz.- Ta kobieta nie wiedziała czego doświadczyłam ale nie będę opowiadać jej co się stało no chyba że mnie poprosi.
-Miałam męża... był żołnierzem.- Zamknęła oczy i przyłożyła swoją zaciśniętą rękę do serca.-Zginął na ostatniej misji. Zostawił mnie samą z 2 dzieci.- Próbowała się uspokoić biorąc głęboki wdech. Nie wahałam się. Mocno przytuliłam pielęgniarkę i poklepałam po plecach.
-Ale się nie poddaje. To co się zdarzyło to się zdarzyło i już nic nie zmienię. Jest mi ciężko ale się nie poddaje. Dlatego ty też nie powinnaś. Nie wiem co wydarzyło się tobie ale nie powinnaś się poddawać. Każdy ma złe chwile w życiu.- Mówiąc to rozluźniła uścisk. Uśmiechnęłam się do niej. Czułam że ta kobieta to jedna z tych osób z którymi zawsze się dogadam.
-Jak masz na imie?- Zapytałam.
-Nazywam się Lydia. Twoje imię znam. Widziałam ciebie w telewizji ale wolę cię traktować jako normalną osobę a nie jako piosenkarkę.- Lydia jakie to piękne imię. Uśmiechnęłam się pokazując moje dołeczki.
-Wracamy?- Zaproponowałam.
-Jasne.- Odparła wstając.
-Ile masz lat?- Zapytałam się. Szłyśmy powoli uśmiechając się do siebie.
-28 Wiem że jestem dość młoda jak na swój zawód ale nie jestem słaba w tym co robię.-Uśmiechnęła się.
-Ja mam 19 lat.- Odpowiedziałam-Zawsze zadawałam się ze starszymi od siebie.-Dodałam.
Weszłyśmy do środka. Na zewnątrz było ciepło ponieważ jest lato. W środku pracowała klimatyzacja. Spojrzałam sie na zegar naścienny. Była 3:00 w nocy. Lydia musiała pójść ale obiecała że wpadnie do mnie rano. Szybko weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Zapaliłam światło i usiadłam na łóżku. Spojrzałam w lustro. Moje włosy były rozczesane. Ktoś musiał doprowadzić mnie do porządku po wypadku. Byłam zmęczona. Stanęłam przy parapecie i gapiłam się w gwiazdy. Ciekawe co przyniesie następny dzień. Uporałam się z większą częścią swojego problemu. To dowodzi temu że czasami do rozwiązania kłopotów potrzebna jest druga osoba. Taka której możesz zaufać.Szybko wskoczyłam do łóżka i przykryłam się. Zasnęłam spokojnie. Nie martwiłam się bo wiedziałam że mam kolejną osobę która mi pomoże.



*********************************************************************************
Hej <3
Przepraszam że musieliście czekać ;((
Mam ostatnio strasznie dużo na głowie. Mojej mamie nawet chorego człowieka nie jest żal.
I jak wam się podoba rozdział 17? ;* Komentujcie!!!
Następny rozdział pojawi się jak będzie 5 komentarzy. Ja nie chce was szantażować ani nic po prostu potrzebuje motywacji w postaci komentarzy. Uwielbiam je czytać. <33

poniedziałek, 24 lutego 2014

rozdział 16

Czytasz = Komentarz

Alice's POV

Oczekiwanie na operację było jak oczekiwanie na wyrok śmierci. Bałam się. Jeszcze nigdy nie byłam operowana. Doktorka gadała żebym się nie denerwowała bo to niezdrowe dla osoby z takimi urazami ale jak ja mam się nie martwić? Stanowczo za dużo spoczeło ostatnio na mojej głowie. Ciekawe czy Mark zorientował się że mnie niema.  Dziewczyny pewnie myślą że opijam kolejne zwycięstwo. W końcu i tak się dowiedzą o tym co się stało. Nadal dręczyła mnie myśl co spowodowało wypadek. Przecież wszystko działało. Ja już nic nie rozumiem. Myśli że to przeze mnie zadręczały mnie coraz bardziej. Jeżeli to faktycznie byłam ja najprawdopodobniej zamkną mnie w więzieniu. To zrujnuje moją kariere,  zajomości... zrujnuje wszystko. Na samą myśl o tym wzdrygnełam się. Ciekawe co teraz myśli Thom. Zupełnie o nim zapomniałam. Zapewne będą pisać o wypadku w jutrzejszych gazetach. Uhh nie no po prostu świetnie.  Właściwie to nadal nie wiem ile tu jestem. Od czasu odzyskania przezemnie przytomności mineło około 3 godzin. Zdrętwiały mi chyba juz wszystkie części ciała. Chciałam wstać, pochodzić, zobaczyć na którym oddziale jest Louis i dowiedzieć się wiencej o tym co się stało ale nie mogłam. Chciałabym żeby było już po wszystkim. Siedziałabym teraz w domu na wygodnym łóżku pijąc gorącą czekoladę i gadałabym z Louisem. O wszystkim. Dopiero teraz gdy patrze na to co się stało widzę że Louis jest dla mnie ważniejszy niż myślałam dotychczas. Nie lubiłam Louisa tak jak przyjaciela. To było coś więcej. Nie wiem czy to uczucie można było nazwac miłością. Mówiąc szczerze jeszcze w nikim się nie zakochałam. W Bradford zwykle wychodziłam do klubu ze znajomymi, szukałam faceta, bzykałam się z nim a rano wracałam do domu jak gdyby nigdy nic. Zwykle dziewczyny szukają sobie jakiś stałych związków ale jak już mówiałam ja jestem innym przypadkiem.
- Proszę pani zawieziemy teraz panią na sale operacyjną.-Z zamyślenia wyrwał mnie głos dr.Harvey
-Ughh ok..- Odpowiedziałam. Zrobiłam głęboki wdech i wydech. Sprawiło mi to ból przez moje złamane żebra. A co jeżeli operacja się nie uda. Nie będę mogła chodzić. Bałam się tego. Louis nie będzie chciał zadawać się z kaleką. Najgorsze jest.. jest to że jeżeli go strace. Nie mogłam o tym myśleć. Utrata Louisa była by bardziej bolesna niż to wszystko co teraz mam złamane, uszkodzone i zranione. Louis to jedyna osoba której mogę wszystko powiedzieć.
Dwie osoby pchały moje łóżko prosto na sale operacyjną. Alice uspokuj się.
 * * *
Powoli dochodziłam do siebie. Bolała mnie głowa. Nie wiem gdzie leżałam. Łóżko było wygodniejsze niż tamto na którym leżałam przed operacją. Było mi lepiej też dlateko że leżałam w pozycji półsiedzącej. Czułam coś cięszkiego na kladce piersiowej. Chciałam zobaczyć co to jest ale nie chciałam otwierać oczu. W końcu jedna musiałam je otworzyć. Rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w pokoju. Był tam półmrok. Spojrzałam w dół na swoje ubranie. Miałam na sobie leczniczy gorset i zabandażowaną nogę. Ubrana byłam w nie zbyt ładną szpitalną pirzamę. Ciekawe czy już mogę wstawać. Rozejrzalam się dookoła. Zobaczyłam guzik który wzywał pielęgniarke. Szybko nacisnełam czerwony guziczek a po chwili przyszła ubrana na biało kobieta.
-Coś się stało?-Zapytała delikatnie.
-Mogę już chodzić?-Powoli uniosłam się na łokciach.
-Tak, pani doktor mówiła że możesz przejść się kawałek po szpitalu.-Odparła
-Ohh to dobże dziękuje.-Oparłam się o opa rcie i głowę o zagłówek. Gdy pielęgniarka wyszła od razu wstałam. Uchyliłam lekko drzwi i wychyliłam głowę na zwnątrz upewniłam  ze nikogo nie ma na korytarzu.
Wyszłam zamykając drzwi za sobą. Zkręcałam w odpowiednie alejki. W końcu doterłam.
Wielkie drzwi z napisen u góry
-Najgorsze przypadki- Przeczytałam cicho. Przełknełam ślinę myśląc do jakiego stanu doprowadziłam Louisa. Popchnełam drzwi i weszłam na zupełnie inny oddział. Podeszłam do recepcji.
-Przepraszam szukam Louisa Tomlinsona.- Powiedziałam do kobiety za blatem.
-Czy jest pani z rodziny pacjęta?-Zapytała szukając jakiejś karty.
-Nie ale brałam udział w wypadku w którym on także uczestniczył i..-Tutaj zawachałam się.- Jestem jego dziewczyną.-To powiedziałam trochę ciszej.
-W takim razie pan Tomlinson leży w pokoju nmr.173. Jest w śpiączce.- Powiedziała wsakzując mi korytarz którym powinnam iść. Szłam powoli. Louis jest w śpiączce i nie wiadomo czy się w ogóle obudzi. Łzy zaczeły napływac mi do oczu. Musiałam się powstrzymać ponieważ w pokoju najprawdopodobniej jest ktoś jeszcze. Szybko doprowadziłam się do porządku. Poprawiłam włosy i zapukałam do drzwi. Otworzyła mi je kobieta i wpuściła do środka.
-Zostawie was samych. Jakby coś było nie tak proszę wołac. Ktoś napewno przyjdzie.-Wyszła zostawiając mnie i Louisa samych. Słuchałam bicia jego serca co umożliwiała aparatura do której był podłączony. Wziełam krzesło i przysunełam je bliżej łóżka. Usiadłam i wpatrywałam się w twarz chłopaka. Nic nie mogłam zrobić. Tak bardzo chciałabym by on mógł teraz ze mną porozmawiać. Łzy zaczeły spływać mi po policzkach. To moja wina że Lou leży tu nie dając żadnej oznaki życia oprucz bicia serca. Złapałam go za ręke i potarłam kciukiem jego kostki.

*********************************************************************************
Hej ;*
Wiem że rozdział miał pojawić się w niedzielę ale miałam zbyt d8użo zajęć do zrobienia.
Przepraszam was że musieliście czekać. Jestem chora i nie chodzę do szkoły więc mam więcej czasu. Nie wiem kiedy dodam następny rozdział ale tak około za dwa dni. Nie obiecuje.. ;((


środa, 19 lutego 2014

rozdział 15

Czytasz = Komentarz

Alice's  POV

Pierwsze 3 okrążenia poszły mi całkiem nieźle. Byłam na prowadzeniu jednak gdy tylko zkończyłam robić kolejne z autem zaczeło dzisać się coś dziwnego. Rozpędzał się coraz bardziej i nie można było gładko zkręcać. Co się kurwa dzieje? Przecież sprawdzałam wszystko i nie było żadnych usterek. Czy coś przeoczyłam..? Nie wiem. Nie wycofam się z wyścigu. Nie ma takiej opcji. Jak już się ścigać to do końca.
- Alice coś jest nie tak..- Powiedział Louis. Niepokój i strach wzrastał z każdą minutą ale nie miałam zamiaru się poddawać.
- Dam radę.- Powiedziałam zaciskając ręce na kierownicy. Niestety z każdą sekundą było coraz gorzej. Robiłam co mogłam ale samochodu nie dało się opanować.
-Louis nie  mogę zwolnić.- powiedziałam pół szeptem. Lou otworzył szeroko oczy. Próbował naciągnąć ręczny ale nie udawało się mu.
- Pozostało nam jeździć w kółko dopóki nie zkończy się paliwo.- Nadal próbował zatrzymać auto. To nie był koniec kłopotów. Kierownica odmawiała posłuszeństwa. W końcu w ogóle przestała działać. Jeszcze tylko kilka chwil a zderzymy się z wielkim betonowym murem.
- Louis nie mogę zkręcać. Przepraszam..- Po tych słowach zamknełam oczy. Poczułam bardzo silne uderzenie. Coś wbiło mi się w nogę. Nie mogłam się ruszyć a wszystko co widziałam było za mgłą. Jedyne co mogłam zrobić to dowrócić głowę. Zobaczyłam chłopaka. Nie ruszał się i prwaie wszędzie na jego ciele widać było plamy krwi. Nie wiem jakie ja poniosłam obrażenia bo nie mogłam spojrzec w dół. Najbardziej bolała mnie klatka piersiowa, plecy i noga. Moje powieki powoli się zamykały. Tylko słuchałam. Słyszałam krzyki panikujących ludzi i osób którzy mówili żeby się odsunąć. Nie wiem co się stało po tem.
*********************************************************************************
Obudziłam się chyba w szpitalu. Nie widziałam nic oprócz jesnego światła. Słuchałam pikanie Kardiomonitora do którego byłam podłączona.Czułam na sobie rurki, kabelki czy co to tam było. Byałm unieruchomiona na łużku. Nie mogłam się podnieźć ani ruszyć głową.
Co jest z Louisem? Czy on żyje? Ile czasu byłam nie przytomna? Miałam tyle pytań.
Usłyszałam stukot obcasów. Nie mogłam odwrócić głowy. Cholernie bolały mnie plecy, kladka piersiowa i noga. Kobieta ubrana w niebieski strój lekarski staneła tuż nademną tak bym mogła ją zobaczyć. Usmiechneła się lekko.
- Witaj mam na imię Ella Harvey i to ja będę cie leczyć przez najbliższy czas..- Wzieła zeszyt z notatkami i przecztała coś w nim.
-P-przez najbliższy czas? Jak długo tu będe?- Zapytałam się
-Przewiduje że około tygodnia jak nie więcej- Popatrzyła na mnie z współczuciem.
-Zaraz.. co z Louisem on zyje?-Próbowałam poruszyć się choć kawałek.
-Nie wiem proszę pani ale proszę się nie ruszać. Ma pani uszkodzony kręgosłup i złamane pare żeber.-Powiedziała
-Co jest z Louisem ..-Krzyknełam..
-Umm jak ma na nazwisko ?- Widać było że prubuje to ukryć strach.
-Tomlinson-Starałam się uspokoić.
-Proszę poczekać pójdę zobaczyć czy mamy takiego pacjęta-Mówiąc to wyszła z pomieszczenia gdzie w tej chwili była.
Czekałam już dosyć długo przynajmniej tak myślałam. Wydawało mi się jakby mineły godziny ale w żeczywistości mineło dopiero 10 minut. Mogłam jedynie gapić się w sufit więc to nic dziwnego że dłużył mi się czas. Jeszcze dotego miałam pare zmartwień na głowie. Nie wiem czy dziewczyny już wiedzą co się stało a co gorsza.. Mark stanie się upierdliwy. Jednak najwięcej martwiłam się o Louisa. Mam nadzieję że przeżył. Okoliczności wypatku są dziwne. Przecież wszystko sprawdziłam i było ok. Jak jechałam na miejsce wszystko dziwałało ale na torze już przestało. Coś tu jest nie tak. Nie rozumiem czy ja cos przeoczyłam? Nie wiem co myśleć. W tej samej chwili przyszła lekarka. Trzymała w rękach koperte.
-Pan Tomlinson jest na ostrym dyżurze-Poinformowała mnie zaglądając do koperty. Kamjeń spadł mi z serca. Jednak żyje.- Mam wyniki badać które ci zrobiono kiedy byłaś nieprzytomna.-Czytała zawartość koperty. -Nie wygląda to za dobże chyba trzeba będzie operoować.-O kurwa jak dziewczyny się dowiedzą to mnie zabiją a Mark im w tym pomoże.
-Ohh..-Tylko tyle byłam w stanie odpowiedzieć.
-Jak juz mówiłam ma pani złamane żebra. Dokładnie trzy i zastanawiam się czy polączyc je operacyjnie czy poczekac aż się same zrosną.- Powiedziała pocierając swoją dolna wargę. To dziwne.. tak naprawde to całe moje życie jest w rękach tej oto kobiety.

*********************************************************************************
Przepraszam za spóźnienie ;o
Komentujcie ;*
Następny rozdział postaram się napisać na niedziele.










niedziela, 16 lutego 2014

rozdział 14

Czytasz = Kometarz
Alice's POV

Podeszliśmy do wielkiej tablica a ja spojrzałam w górę. Widniał tam napis "Najlepsze wyniki" a pod nim rok 2001. Czyli ta tablica funkcjonuje od 2001 r. Przerwałam swoje rozmyślanie i szeoko uśmiechnęłam się do Louisa. Pokazałam ręką miejsce gdzie wyraźną czcionką było zapisane moje imie i nazwisko.
-Widzisz?- powiedziałam. Zadowolona wyprostowałam się i uśmiechnełam jeszcze bardziej.
-Alice Bell, czas 5 minut 30 sekund, okrążeń  9 -przeczytał Lou kiwając głową z uznaniem.- Nieźle- dodał wpatrujac się mój rekord
-Pobiłaś mnie.. brawo-powiedział klaszcząc. Co?! On też się ściga!!Czemu nie powiedział?
-Ty też się ścigasz?-zapytałam unosząc jedną brew
-Ścigałe.. zkończyłem z tym dwa lata temu- powiedział wpatrując się we mnie smutnym wzrokiem.
-Dlaczego skończyłeś? - zapytałam przechylając głowę w prawo
- Miałem prześladowcę. Gdybym nie skończył  facet zastrzelił by mnie albo coś..- powiedział czytając uważnie każdy z rekordów. Skupił swoją uwagę na jednym z nich.
-Umm Alice tu jest facet o imieniu William Bell.. To ktoś z twojej rodziny? - powiedział  a ja osłupiałam. Mój ojczym. Na tej tablicy.. na tej samej gdzie ja..
-Wi-illiam?- wydusiłam z siebie -T-to mój.. yymm.. to mój ojczym- powiedziałam spuszczając wzrok.
-ohh..- był lekko zaskoczony. Chciał coś powiedzieć ale nie był pewny czy może.. - Ja.. umm.. tu jest zdjęcie tego faceta- mówiąc to potrzedł bliżej tak aby mógł się lepiej przyjrzeć- rekord z 2002 roku.- powiedział a ja podeszłam bliżej niego uważnie przyglądając się zdjęciu. Ta jego twarz od której rzygać mi się chce. Jego spojrzenie. Tutaj był uśmiechnięty. Obejmował kilka dziwek a z tyłu.. O mój boże ja tam jestem.. Mała ja trzymana na rękach przez starszego pana. Mojego dziadka. Umarł dwa lata temu.Szkoda...
Z zamyślenia wyrwało mnie wołanie jakiegoś faceta.Odwróciłam się razem z Louisem i spojrzałam na źródło krzyku. Był nim mój znajomy kierownik tego toru Thomas.
-Alice dawno cie tu nie było- przytulił mnie. Byłam nieco zaskoczona tym co zrobił.
Facet popatrzył się na Louisa a na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie.
-Tomlinson? Wróciłeś?- zapytał kładąc ręke na ramieniu Lou
-Nie Thomas nie wróciłaem.. przyjechałem tu z Alice..- powiedział
-Ohh będziesz się ścigał z Alice- zadał mu kolejne pytanie a zirytowanie pojawiło się na twarzy chłopaka
-Nie... będe jej towarzyszył- powiedział przewracając oczami.
-Jezu czy wy chcecie doszczętnie zrujnować marzenia innym kierowców na zostanie nowym rekordem tego toru..- powiedział uderzając się w głowę
-Nie mam nic przeciwko rujnowaniu komuś marzeń.. Pobiłam wszystkie rekordy tego toru jekie były  od 2001 i to za pierwszym razem.- powiedziałam uśmiechnięta od ucha do ucha
-Nie można też zapomnieć o moim rekordzie którego przez 2 lata nikt nie mógł pobić..- wyprostował się dumnie
-Ale to nie zmienia faktu że pokaonała cie laska- dadałam i trąciłam go łokciem
Na ten gest skrzyżował ręce na klatce piersiowej i odwrócił się.
-Ej dobra gołąbeczki zwolnijcie trochę. Jacyś ludzie zaczeli się tu zbierać i robić zdjęcia.. Czy ktoś mi to wyjaśni..?- zaskoczony rozłożył ręce
-Thomas ty to zacofany jesteś..- powiedziałam klepiąc go w ramie- Jestem sławna ty tego nie wiesz?- powiedziałam
-Jak to? Nie rozumiem- wzsłuchiwał się każdemu mojemu słowu
- Tak to .. Jestem w girlsbandzie.. wszędzie o tym gadają czy ty nie czytasz gazet?- puknełam się w czoło
- Fakt było tam o jakimiś girlsbandzie ale nie wiedziałem że ty do niego należysz więc ominołem tamten temat..- powiedział udając urażonego- Nie wiedziałem że możesz być aż taka sławna. O mój boże znam Alice Bell z girlsbandu Little me .. - zażartował na co wszyscy zaczeli się śmiać
-Ok Alice, Tomlinson za 5 minut macie wyścig.. pozwólcie że przedstawie was jako gości honorowych- powiedział i gestem ręki pokazał abyśmy za nim poszli. Paparazzi robiło nam zdjęcia ale przyzwyczaiłam się do tego.
Po chwili cała nasza trójka stała na podwyższeniu a Thom przygotowywał się do przemowy
wszystkie oczy były skierowane na nas .. niektórzy piszczeli inni tylko się gapili a inni robili zdjęcia. Normalne..
- Witam wszystkich!! - Wrzasnoł Thom- Jak się bawicie!!- ciągle wrzeszczeał. Ludzie także mu odkrzykiwali.
-Chyciałem zapowiedzieć dwóch specjalnych gości..- powiedział już normalnym tonem- Były rekordzista tego toru i dziewczyna która pobiła jego wynik.. niesamowite że się przyjaźnią nieprawda?- powiedział pokazując na nas ręką. O jak miło.
-Możecie iść do auta -szepnoł mi na ucho Thom.
Pociągnełam Lou za sobą. Przedzieraliśmy się przez ludzi. Miałam wrażenie że zaraz mnie rozszarpią. To jedna żecz do których nie zdążyłam się przyzwyczaić. Wsiadłam do auta zaraz po Louisie i zamknełam nas w środku tak żeby nikt nie zdołał tu wejść.
-Woohoo takie życie to ja bym chciał..- powiedział opierając się o siedzenie
-Czemu niby? -zapytałam
-Fani, inne gwiazdy, każdy cię podziwia- wymieniał zalety
-Nie jest to takie fajne jak ci się wydaje- powiedziałam i spojrzałam przez okno.
Ludzie zaczeli kierowac się do aut a gapie zajmowali już miejsca.
-Wyścig zaraz się zacznie- powiedziałam i sięgnełam po swój kask. Louis zrobił to samo. Oboje założyliśmy je i zapielismy pasy. Po chwili światła sygnalizujące start zapaliły się a ja ruszyłam .


*********************************************************************************
Cześć kochani..
Dodałam Thomasa i Marka do bochaterów także możecie sobie zobaczyć ;**
Następny rozdział pojawi się we wtorek lub w środę..
Będe teraz starać się dodawać dłuższe rozdziały ;DD


środa, 12 lutego 2014

rozdział 13

Czytasz = Komentarz

Alice's POV

Obudził mnie dziwięk budzika. Była 8:00 więc miałam jeszcze dużo czasu ale także dużo do zrobienia. Wygramoliłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Chwilę zajoło mi dokopanie się do kombinezonu który zawsze zakładałam gdy jechałam na tor. Miałam wrażenie że daje mi szczęście. Mieszkam w Londynie od chyba dwóch tygodni i byłam na wyścigach z 10 razy w tym mieście. Za każdym razem wygrywałam. Mój ojczym pracował w jednej z firm produkujących samochody. Był kierownikiem a co za tym idzie miał dużo pieniędzy. Za dużo. Gdy miałam 7 lat zabrał mnie właśnie na ten tor ale nie byłam mu po nic potrzebna. Miałam być"przynętom" na dziewczyny. Uhh za dużo wspomnień. Potrząsnełam głową prubójąc pozbyć się tych myśli. Wkońcu znalazłam swój kąbinezon. Był czerwony. Gdzieniegdzie miał czarne elementy. Rzuciłam go na łóżko. Poszłam pod prysznic. Odkręciłam ciepłą wodę i zrelaksowałam się. Nie chciało mi się wychodzić spod ciepłego natrysku ale niestety musiałam. Jedyną pokrzepiającą myślą w tej sytułacji jest to że już niedługo spodkam się z Louisem.
Ubarłam się w dres i zeszłam do garażu by sprawdzic czy nie trzeba przypadkiem czegos naprawić. Scigałam się raz z takim typem któremu podczas wyścigu wysiadły hamulce. Biedaczek wącha teraz kwiatki od spodu. Właśnie dlatego wstałam tak wcześnie. Jak bym się rozbiła i Louis zostałby cięszko ranny siedziałabym w pudle, a tego nie chce. Wybrałam auto którym chce jechać. Było nim czarno pomarańczowe lamborghini. Położyłam się na desce i wsunełam pod pojazd. Zapaliłam latarkę i zaczełam oglądac uważnie wszystkie kable itp. Okazało się że narazie wszystko jest w porzątku. Wysunełam się i wstałam przechodząc do silnika. Otworzyłam klape i schyliłam się by widzieć lepiej. Tam też wszystko wyglądało w ok. Wystarczyło dolać wody i płynu do wycieraczek. Kiedy skończyłąm zamknełam klape i spojrzałam w lustro. To że ręce miałam całe od smaru to wiedziałam ale z twarzą też nie było lepiej. Podeszłam do zlewu i umyłam ręce i twarz mydłem. Wytarłam się w stary ręcznik i powiediłam go na małym wieszaku. Wsiadłam do środka i sprawdziłam czy wszystko działa. Ogarnełam wszystko i oparłam się o siedzenie. Zmęczyłam się troche tym wszystkim. Spojrzałam na zegarek. Już 11:10 powinnam już być ubrana. Wybiegłam z auta i pobiegłam po małych schodach do domu a potem jeszcze po wiekrzych do swojego pokoju. Chwyciłam strój i pobiegłam do łazienki. Jak najszybciej przebrałąm się i ogarnełam włosy. Dzisiaj darowałam sobie makijaż nie wyglądam aż tak strasznie żeby ciągle się malować. Zeszłam do kuchni i zjadłam sniadanie. Spowrotem wróciłam do garażu i wzielam z pułki dwa kaski. Położyłam je na siedzenie pasażera i wsiadłam do auta. Zanim odpaliłam silnik zastanowiłam się czy wszystko wziełam. Poczekałam aż drzwi na podiazd otworzą się i wyjechałam. Popatrzyłąm się czy zamkneły się spowrotem a kiedy się upewniłam wyjechałam z pod domu. Nie jechałam zbyt szybko ponieważ drogi były dzisaj wyjątkowo zatłoczone. Zkręciłam w osiedle gdzie mieszkał Lou i podjechałam pod jego blok. Zatrąbiłam dwa razy klaksonem i gapiłam sie w jego okno. Chłopak wyjrzał przez nie ale gdy tylko zobaczy moje auto zniknoł i tak jakby się teleportował pojawił się na dole. Był ubrany w czarny dres i zwykłe trampki.
Wziełam kaski z siedzenia obok mnie i rzuciłam je na tylnie robiąc Louisowi miejsce.
Chłopak otworzył drzwi i wsiadł.
-Cześć!-rzucił krótko i zapioł pas.-Muszę cie uprzedzić że jeżeli nadal będziesz mnie torturwać przyjeżdżając coraz to bardziej wypasionymi autami to niedługo zrobię się zazdrozny i ci jedno ukradne-powiedział żartobliwie Louis
-A kradnij se ile wlezie mam tego dużo-dodałam śmiejąc się
Louis starał się zrobić jak najbardziej wiarygodną obrażoną mine ale chyba mu nie wychodziło bo uśmiechał się pod nosem. Słodko to wyglądało.
W końcu wjechałm na autostradę.Mogłam przyspieszyć. Zobaczyła znak z ograniczeniem do 100. Hhaha śmieszne.Przyspieszyłam do 190 i stwierdziłąm że tyle wystarczy.
-Wooh dziewczyno daj odpocząć silnikowi przed wyścigiem- powiedział
-Mała rozgrzewka nigdy nie zaszkodzi-powiedziałam wzruszając ramionami z obojętnością
-Mała!- popatrzył na mnie z uniesionymi brwiami.
-Tak mała - kiwnełam potakująco głową.
Na tą odpowiedż wytrzszczył oczy i sięgnoł rękom na tylnie siedzenie gdzie leżały kaski. Wzioł jeden i założył sobie na głowe. Udawał że poprawia pas i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
Po chwili jednak zdjoł kask, odłożył go na miejsce, porawił włosy i popatrzył na mnie z wielkim uśmiechem.
Wkońcu dojechaliśmy na miejsce. Duży, wręcz gigantyczny budynek. Wiechałam do śrotka. Było tam pełno ludzi. Gdy tylko zobaczyli mnie za kierownicą odsuneli się z dwa metry od pojazdu i gapili jakby przerażeni.. Ludzie zawsze są zaskoczeni tym że taka dziewczyna jak ja prowadzi jak kierowca rajdowy ale żeby się bać... Jestem dość niespotykanym przypadkiem to prawda ale czy to aż takie straszne.
Zaparkowałamauto przy starcie. Było jeszcze 20 minut przed wyścigiem. Wysiadłam z auta w tym samym czasie co Louis
-Chodź muszę ci coś pokazać- powiedziałam i pociągnełam go za sobą
Staneliśmy przy wielkiej tablic z najleprzymi wynikami.

*********************************************************************************
Heej <3
Widzicie że rozdział jest dłuższy niż zwykle.. To prezent walentynkowy ode mnie.. Wiem że są 14.02 ale to co xpp
Auto Alice wygląda tak--->

Następny rozdział pojawi się w niedzielę.
Zastanawiam się czy nie dodać Eleanor do opowiadania ponieważ mam BARDZO fajny pomysł którego wam narazie nie zdradzę ;**
Komentujcie i polecajcie bla bla bla xpp Zauważyłam że nie było tu jeszcze rozdziału z czerwoną czcionką u góry ( mam nadzieję że wiecie o co chodzi) wypadałoby się nad tym zastanowić.. xDD

niedziela, 9 lutego 2014

rozdział 12

Czytasz = Komentarz

Alice's POV
Wiechałam do garażu. Było juz dosyć późno. Kręciło mi się w głowie od natłoku myśli.Jeden wielki mentlik uczuć związany tylko z jedną osobą. Z Louisem. Dobre że odwiozłam go do domu ponieważ gdyby był by teraz ze mną chyba straciła bym przytomność. Mimo że znam go bardzo krótko i nawet jeżeli nasza znajomość rozpadła by się ja i tak bym o nim pamiętała. Louis jest taką osobą która już zawsze pozostanie w mojej pamięci. To dość przerażające.
Weszłam do do domu  , rzuciłam torbę w kąt i poszłam zrobić kawę. Potrzebuję odpoczynku. Wziełam łyka napoju a zaraz po tym poczułam przyjemne ciepło w żełądku. Postanowiłam że obejrzę jakis film. Podeszłam do pudełka z płytami i zaczełam szukać sobie czegoś ciekawego. "Miłość bla bla bla.." , "Kocham bla bla bla", "Dlaczego ty bla bla bla" .. naprawde? Nie ma tu jakiegoś normalnego filmu? Co za bieda ja jebie... Zostało mi po prostu pooglądać telewizję. Włączyłam pierwszy leprzy kanał. Dokument o roślinie o której nawet nie miałam pojęcia. No leprze to niż nic...
Nie oglądałam długo ponieważ poczułam że robię się senna. Pozostało pytanie czy iść spać czy nie. Chyba jednak pójdę.
Umyłam się i przebrałam w pirzamę. Jak najszybciej wskoczyłam do łóżka. Zamknełam oczy próbując zanąć. Mimo tego sen nie przychodził. Kręciłam się szkukając idealnej pozycji. Nie mogłam. Co się ze mną dzieje? Sięgnełam ręką po telefon. Godzina 2:36. Przy okazji weszłam w sms'y bo zobaczyłam że mam kilka nie przezczytanych. Pierwszy którego przeczytałam był od Lou.*Ty też nie możesz zasnąć??* Wysłał mi go zaledwie 5 minut temu. Odpisałam mu. *Niestety ale tak :( *Zobaczyłam pozostałe wiadomości. Jedna od dziewczyn druga od Marka. Odpisałam dziewczyną ale na Marka nie będę kasy marnować. W pomieszczeniu rozległ się dziwięk wiadomości. Louis odpisał. Jak najszybciej mogłam przeczytałam ją.*To dziwne zwykle nie mam takich problemów* Widzę że nie jestem sama.*No wiem.* Odpuisałam. Nie musiałam czekać długo bo odpisał niemal odrazu. *Masz jakieś plany na jutro?* Hyym czy ja mam jakies plany na jutro? *Nie wiem.. może ;D* Myślałam że może pójdę na tor wyścigowy. Ale może Louis ma jakąmś ciekawszą propozycję. *A gdzie chcesz pójść?* Może zabrać go ze sobą? Chodź nie wiem jak wybrałam się tam z dziewczynami potem przez dwa tygodnie nie wsiadały ze mną do auta. Ale może to dobry pomysł. *Mam zamiar iść się pościgać. Chcesz pójść ze mną?* Jestem dość dziwną dziewczyną. Uwielbiam ścigać się z innymi miłośnikami takiej zabawy, uwielbiam jeździć, uwielbiam auta i taka jest moja pasja.. oprucz śpiewania oczywiście. *To dobry pomysł. O której?* Fajnie pojedzie ze mną. Nie będę sama.*Przyjadę po ciebie ok.12*odpisałam i położyłam telefon na szawkę nocną. Przewróciłam się na drógi bok i zamknełam oczy. Tym razem zasnełam szybciej.

*********************************************************************************
Hej hej :D
I jak wam się podoba rozdział 12?
Następny rozdział pojawi się w środę ;*
Rozdział pojawiłby się wczesniej ale mama sobie wymyśliła rodzinny spacer do Sopotu (mieszkam w Gdyni)

piątek, 7 lutego 2014

rozdział 11

Czytasz = Komentarz

Alice's POV

Po ponad dwóch godzinach spędzonych z wrzeszczącymi fanami w końcu zeszłam ze sceny. Stał tam uśmiechnięty od ucha do ucha Mark. Louis jeszcze nie wrócił ale nie dziwię mu sie , trudno przedostać się przez taki tłum.
-Brawo laski!!! - wrzasnoł Mark na co każda oprucz mnie pisneła. Dziewczyny podbiegły do męszczyzny i Dziewczyny przytuliły go ale ja nie miałam zamiaru nawet go dotknąć. Brzydziłam się nim. Mam go serdecznie dosyć. Podczas gdy dziewczyny dosłownie przyrosły do Marka ja stałam obok i patrzyłam się na to z nijakim wyrazem twarzy.
Po chwili jedna z dziewczyn a dokładnie Lauren zauważyła że brakuje jednej osoby czyli w tym wypadku mnie.  Odchyliła głowę od ciała Marka nadal obejmując go w pasie i zapytała..
-Alice co jest? Choć do nas- powiedziała i pokazała ręką abym do nich dołączyła.
-Nie dzięki- odpowiedziałam krótko a następnie odwróciłam się na pięcie kierujac się do garderoby.
Dziewczyny jeszcze nie wiedzą o kłótni z Markiem ..a może powinnam na niego mówić tata Mark?
Usiadłam na krześle. Wyciągnełam nogi i zamknełam oczy. Nareszcie chwila spokoju, tylko ja , sama.
Siedziałam tak i nawet nie zauwazyłam kiedy Louis wszedł do garderoby. Gdy otworzyłam zaskoczył mnie widok siedzącego na jednym z foteli Lou przyglądającego mi się z uwagą.
-Długo już się tak na mnie patrzysz?-zapytałam
-No.. ok.5 minut-powiedział spoglądając na wyświetlacz swojego telefonu
-Mogłeś powiedzieć.. tać znać że jesteś ale ty wolełes się gapić- powiedziałam poirytowana
-Widzę że ktoś tu w złym chumorze-powiedział podchodząc do mnie- Mark i te twoje dziewczyny chciały żebym ci przekazać że oni już pojechali a ty masz wziąść ich ciuchy i pojechać ze mną sama-dodał
-No nie czy oni naprawdę się tak ciebie boją czy Mark strzelił aż tak wielkiego focha?-zapytałam siebie- Pomożesz mi?- zapytałam Louisa robiąc słodkie oczka.
-Zawsze -odpowiedział i wstał. Podał mi ręke którą złapałam. Pomógł mi wstać a ja niemal natychmiast otworzyłam wielką torbe i zaczełam upychać ubrania do środka.
Po około godzinie (doliczając przerwy na wygłupianie się) udało nam się wszystko spakować. Wyszliśmy na  zewnątrz .Louis niósł torby. Mała grupka fanek nadal tam była. Założyłam kaptur ale i tak rozpoznały mie. Zaczeły krzyczeć " To Alice. Alice tu jest" itp. Do tego nigdy się nie przyzwyczaję.Próbowały znaleźć dziurę w płocie który mnie od nich oddzielał.
Szybko wpakowałam torby do bagażnika i zamknełam klapę. Wsiadłam i odpaliłam silnik. Lou siedział juz na miejscu pasażera.
-No to zmywajmy się z tąd-powiedziałam cicho a on zaśmiał się.
-Lubie jak się śmiejesz-powiedziałam patrząc na drogę. Uniknełam przez to kontaktu wzrokowego.
-Naprawdę? Zacznę się śmiać częściej.-powiedział
-Niby czemu miałbyś śmiać się tylko dlatego że mi się to podoba-wzruszyłam ramionami
-Nie udawaj głupiej Alice dobrze wiesz że cie lubie a nawet bardzo lubie-odpowiedział. Nadal gapiłam się na drogę .. nawet na niego nie zerknełam.To bardzo ułatwiło tą rozmowę
-To bardzo miłe -powiedziałam a uśmiech pojawił się na mojej twarzy



*********************************************************************************
Hej skarbyy..
Na początek chciałabym was przeprosić za to że tak długo nie dodawałam rozdziału ponieważ szkoła się zaczeła i miałam dużo na głowie.Następny rozdział pojawi się... yyy myślę że w sobotę lub niedzielę.Kocham was <3 Dziękuje za te wszystkie miłe komentarze.
Polecajcie tego bloga znajomym i komentójcie rozdziały. <33

środa, 29 stycznia 2014

rozdział 10

Czytasz = Komentarz

Alice's  Pov

Gdy wróciłam wszystko zleciało już szybko. Przyszły dziewczyny z co najmniej dziesięcioma siatkami dla każdej. Zaczęły zadawać Louisowi pytania. Nawet nie zauważyłam kiedy ten czas zleciał ale już za godzine miałyśmy wejść na scene i wypadałoby się już szykować. Podeszłam do torby i wyciągnełam z niej potrzebne żeczy. Cieszy mnie fakt że Lou trochę bardziej polubił dziewczyny ale było widać że chłopak nie jest w swoim żywiole.
-Radze wam się szykować..-dałam im małoą wskazówkę bo wiem że same by na to nie wpadły. Nie dziwie się że ludzie nazywają mnie mamą tego girlsbandu.
Kiedy wyszłam dziewczyny siedziały na tych samych miejscach i robiły dokładnie to samo czyli gadały z Louisem tylko tyle że były inaczej ubrane i umalowane. Lou popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem kiedy one ciągle zadawały mu pytania. Zachichotałam cicho ale usłyszał to jedynie on bo dziewczyny jak już wcześniej mówiłam gadały i nie zwróciły na to uwagi.
-Hej przestańcie już bo biednego Louisa zamęczycie na śmierć tą swoją paplaniną-powiedziałam na co wszystkei spojrzały się na mnie.
-Oj przestań dobrze się nam gada z resztą mósimy poznać  twojego nowego chłopaka- Emily próbowała mi dokuczyć. Zawsze tak robi kiedy mówie jej żeby przestała gadać.
-On nie jest moim chłopakiem..sama nie wiem ..aj już lepiej się zamknę-zapomniałam że Louis też tam jest.
-He he a więc nie wiesz.. rozumiem no dobra zostawię tego twojego chłoptasia w spokoju- mówiła to robiąc tak zwaną mine pedofila. Wie że to mnie denerwóje więc prubóje jeszcze barzdiej mnie zdenerwować. Najleprzym sposobem jest olanie jej.
-Dziękuje-powiedziałam podchodząc do toaletki i siadając na krześle przed nią.
Lou podszedł bliżej i usiadł na krześle obok.
-Dzięki że wkońcu  wziełaś te potwory z ciągle otwartą buzią ode mnie.. Powiem ci jestem pod wrażeniem ich zdolności do gadania- powiedzial tak by dziewczyny nie usłyszały. Nie chciałabym wiedzieć co by było gdyby to usłyszały.Przypuszczam że rozpętały by trzecią wojnę światową.
Nałożyłam lekki makijaż. Nie lubiłam spędzać nad takimi bzdurami jak make-up całych godzin jak to robiły dziewczyny. O dziwo dzisiaj umalowały się dość skromnie. Pewnie stwierdziły że Louis jest ważniejszy od makijazu.
-Dziewczyny za 2 min przy scenie-usłyszałam głos zza drzwi
-Dobra Alice dawaj mi ten bilet ide zająć swoje miejsce-powiedział wstając
-Trzymaj .. -podałam mu kartke.-Radze ci założyć kaptur na głowę-powiedziałam i puściłam mu oczko
Szybko rozgrzałam głos razem z dziewczynami a potem wyszłyśmy z garderoby i skierowałyśmy się do wyznaczonego miejsc. Słychać było krzyki i piski. To coś mnie jara. Daje mi energie  Jak bym mogła nagrałabym to i słuchała 24 na dobę.
-Dobra laski za 3..2..1.. lecicie- krzyknoł Mark
Zanim się obejrzałam byłam już na scenie. Zamurowało mnie. Ile tu ludzi..! Boże z kąd oni się wzielki jeszcze niedawno było ich ledwie 100 a tu jest ich chyba z 20000..
Usłyszałam ja Laurek krzyczy.. chyba woah... nie jestem pewna bo tak naprawde nic tu nie słychać oprucz pisków i krzyków.
Usłyszałam melodię piosenki i zaczełam śpiewać


*********************************************************************************
Hej skarbyy <3 Oto rozdział 10.. a pamiętam jeszcze jak pisałam pierwszy ;,,)
Następny rozdział będę planowała pisać jak ktoś to zkomentuje czyli.. jak ktoś skomentuje ten rozdział dopiero wtedy będę myślała nad napisaniem następnego ;*
Chciałabym teraz podziękować osobie która skomentowała rozdział 9 .. wyprowadzająć mnie tym samym z depresjii xpp

sobota, 25 stycznia 2014

rozdział 9

Czytasz = Komentarz

Alice's POV

Zdenerwowana usiadłam na trawie i ukryłam twarz w swoich dłoniach. Łzy powoli zaczeły spływać po moich policzkach. Nagle poczułam że czyjaś duża dłoń głaszcze mnie po plecach.Louis.
-Alice.. nie płacz Mark już sobie poszedł-powiedział przyciszonym głosem
-Mam w dupie to czy sobie poszedl czy nie- wydukałam prawie dusząc się własnym płaczem. Może to dość dziwne że reaguje na takie sytuacje w aż tak emocjonalny sposób ale ja na to już nic nie poradze. Taka jest moja natura. Mark naprawdę mnie zawiódł. Myślałam że mogę na niego liczyć ale każdy może się kiedyś pomylić.
Powoli się uspokajałam. Louis nie odzywał się ale ja nawet jeżeli na niego nie patrzyłam wiedziałam że on patrzy się na mnie. To dziwne ale mam wrażenie że tylko Louisowi mogę w pełni zaufać. Dziewczyny albo zrobią wielką afere albo każdemu powiedzą, Mark.. Mark to idiota a reszta ludzi.. nawet ich nie znam a Lou znam... no wlaśnie ile ja go znam 2 czy 3 dni?! I tak i tak jest to dość krótko a już wiem że mogę mu zaufać.
-W-wszystko ok? -zapytał cicho.
-Ohh tak yym.. przepraszam jaa..-nie mogłam wydusić z siebie słowa. Wzrok Louisa zupełnie mnie sparaliżował. Próbowałam się ogarnąć ale to nie było takie proste. Nasze twarze zbliżały się do siebie. Gdy były już niebespiecznie blisko nie wytrzymałam. Gwałtownie złączyłam nasze usta w pocałunek którego odwzajemnił. Nasze usta pasowały do siebie idealnie. Cały ten pocałunek był idealny. Ale wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć. Uśmiechnełam się a on także to zrobił. Spojrzałam na wyświetlacz swojego telefonu 15:30 ..czas iść
-Powinniśmy już iśc- wstałam i złapałam go za rękę
Szliśmy powoli. W oddali było już widać scene i przegigantyczną kolejkę ludzi. Z czasem  kiedy zbliżyliśmy się jeszcze bardziej było widać też grupke paparazzi. Robili nam zdjęcia więc nałożyłam kaptur na głowę i pociągnełam Louisa za ręka dając mu znak żeby przyspieszył. Jaknajszybciej mogłam weszłam do garderoby a Lou wszedł zaraz za mną.
-Posieć tu sobie a ja niestety ale muszę tam wrócić odpowiedzieć na pare pytań, rozdać trochę autografów itp. zaraz wróce- wyjaśniłam mu
-Ok nie zabij się ci ludzie najchętniej wzieli by cie do domu- powiedział i usiadł na krześle. Zaśmiałam się ściągając kaptur i poprawiając włosy. Zaraz potem wyszłam na zewnątrz. Fanki zaczeły piszczeć a paparazzi oślepialo mnie fleszem. Postanowiłam zacząć od fanek. Podeszłam bliżej kolejki a tam odrazu przywitała mnie fala rąk z plakatami , książkami i Bóg wie czym jeszcze. Każdy chciał bym do niego podeszła. Ludzie wszeszczeli , skakali nawet płakali. Wziełam od jednej z fanek marker. Mam taki zwyczaj że biore od ludzi markery, pisaki, długopisy.. ale ich nie oddaje tylko potem na koncercie rzucam go w widownie. Po około 15 minutach spędzonych z fanami nadszedł czas na to czego nienawidze czyli spodkanie z paparazzi. Podeszłam bliżej a oni niemal odrazu zaczeli zadawać mi pytania.
-Kim był chłopak z którym przed chwilą szłaś za rękę- zapytał jeden wysoki facet z grupki .
-Kolegą-odpowiedziałam krótko. Mówiąc szczerze sama nie wiem kim jest dla mnie Lou.
-Napewno? Wyglądaliście jak para.-zapytał inny
-Tak napewno.. To że trzymaliśmy się za ręcę nie oznacza że odrazu musimy być parą!- powiedziałam poirytowana
-A dlaczego on jest z tobą na tym koncercie?- zapytał jeszcze ktoś inny
-Jezuu .. odwalcie się od jego i mnie J-E-S-T  M-O-I-M   P-R-Z-Y-J-A-C-I-E-L-E-M! Może pytanie nie związane z nim?- teraz już wiecie dlaczego tak barzdo nie lubię rozmawiać z paparazzi?
-Ok więc co sądzisz o...


*********************************************************************************
Hej miśki :3
Oto i jest 9 rozdział..
10 planuje napisać w środę ;*K-O-M-E-N-T-U-J-C-I-E!!! <333

wtorek, 21 stycznia 2014

rozdzial 8

Czytasz = Komentuj

Louis's POV

Nadal nie mogłem uwierzyć w to że powiedziałem Alice to że chce ją chronić. Jeszcze jakby tego było mało opowiedziałem jej swoją historie. Jest przynajmniej jedna zaleta.. dowiem się o niej troche więcej .. ale to nie zmienia tego że jej to powiedziałem.
-Uhh tera twoja kolej- powiedziałem
-Noo ok- odpowiedziała. Widać że nie była pewna do tego czy mi powiedzieć.
-No dawaj - próbowałem ją przekonać
-No dobra to ta.. moi biologiczni rodzice umarli gdy miałam 5 lat. Kiedy umarli trafiłam pod opieke do mojego ojczyma. Mówąc szczderze on nawet nie powinien mieć praw rodzicielskich. Zawsze musiałam sprzątać i gotować i takie tam.. gdy miałam 9 lat pierwszy raz uciekłam z domu ale policja mnie znalazła. Uwierz nie chciałbyś widzieć jaki był wściekły.W swoje 15 urodziny ucieklam już na dobre. Wsiadłam w byle jaki pociąg i pojechałam. Tak właśnie wylądowałam w Bradford . Tam poznałam dziewczyny i zaczełam występować na ulicy. Koło nas mieszkali jacyś idioci. Ciągle próbowali nas wyrwać na jakąś impreze. Czasami nawet przemocą. Dlatego właśnie umiem się bronić, gdybym nie umiała pewnie nie raz byłabym zgwałcona przez tamtych chujów.- powiedziała a po jej policzku zaczeły spływać pojedyncze łzy. Nie mogłem na to patrzeć. Usiadłem i wyciągnołem do niej ręce dając znak by się przytuliła.
W mgnieniu oka znalazła się na moich kolanach przytulając się i płacząc.Pocałowałem czubek jej glowy na co przytuliła mnie mocniej. Nie chciałem by ta chwila się kiedyś skończyła. Gdy była blisko mnie czułem że staje się silniejszy ale nie fizycznie. Czułem się silniejsz w środku.. w sercu. Jeszcze nigdy nie doświatczyłem czegoś takiego.
Gdy próbowała się odsunąć tylko pogłębiłem uścick. Widać że była trochę zaskoczona moim postępowaniem ale nie sprzeciwiała się i wróciła do poprzedniej pozycji .
-Co ty masz w sobie  że tak na mnie działasz-szepnołem do jej ucha. Zachichotała cicho na co miałem wrażenie że zaraz odlece. Uwielbiałem gdy się śmieje. To uspokaja.
Siedzieliśmy już tam dłuższą chwilę. Usłyszałem czyjeś kroki a gdy spojrzałem w kierunku z krórego dabiegały te odgłosy zobaczyłem zmierzającego do nas z grymasem na twarzy Marka. Trąciłem ręką Alice powodójąc że spojrzała się w tym samym kierunku. Gdy tylko zobaczyła kto zmierza w naszym kierunku jej twarz zbladła a uśmiech zniknoł.

-Czego chcesz Mark ? - widać było że nie ma ochoty z nim rozmawiać ani nawet go widzieć.
- Chce cie tylko zapytać gdzie masz torbe z żeczami..-powiedział. Dostrzec można było napięcie pomiendzy nimi. Czyżby są pokłóceni? Oh tak mi przykro.. wywalaj Mark.
-W bagażniku-odpowiedziała

-Ok i nadal uważam że to co ci mówiłem to jednak dobra rada.. będziesz żałować-Alce niemal wyrwała się z mojego uścisku i gwałtownie wstała. Podeszła do Marka i uderzyła go w twarz.Wooow tego się nie spodziewałem.
-Wypierdalaj Mark-powiedziała powstrzymując się od krzyku
-Ok.. nie musiałaś się posuwać aż tak daleko wystarczyło powiedzieć- ten facet sam pakuje się w ogień..Widziałem jak jej ręce zaciskają się w pięści
-Masz szczęście że jesteś mi potrzebny jako menadżer. Jeśli był byś kimś mi nie znanym albo nie ptrzebny  dawno już byś leżał w szpitalu- jak jest wściekła jest strasznie seksowna.. huh Lou idioto..


*********************************************************************************
Dobry.. oto obiecany rozdział :*
Dodałabym go wcześniej ale musiałam iść do babci ;D Sami wiecie te babcie..
Następny rozdział pojawi się.... nie wiem kiedy :D
Będę trzymac was w niepewności 

SORY ZA BŁĘDY!! ;(
Mam do was sprawę.. jeżeli lubicie czytać Little me to proszę..

polecajcie znajomym,  rodzinie ,nieznajomym, dalszym znajomym .. nie wiem komu jeszcze ale polecajcie :**
Kocham was <3 <3 <3

niedziela, 19 stycznia 2014

rozdział 7

Czytasz = Komentarz

Alice's POV

-A więc będziesz tu grała -zapytał Louis z widocznym podziwem
-Taa na to wygląda- powiedziałam- trochę się boje- dodałam tym samym drapiąc się po głowie
-Wszystko będzie ok..-pocieszył mnie-chyba że musze cie rozweselić w mój sposób-powiedział i puścił mi oczko
-A jaki jest ten twój sposób?-zapytałam wytykając mu język
-Zobaczysz- powiedział .Zaraz potem szybkim ruchem zagrodził mi drogę i zaczoł łaskotać mnie po brzuchu. Nie mogłam wytrzymać i zaczełam się śmiać jak najgłośniej  potrafiłam.
-H-hej to było nie fair-powiedziałam dusząc sie prawie własnym śmiechem. Nadal mnie łaskotał. Gdy na chwile przestał skorzystałam z okazjii i zaczełam mu uciekac śmiejąc się przy tym.
Biegłam ile sił w nogach ale Lou okazał się szybszy i dogonił mnie.
Złapał mnie w pasie i podniósł. Zaczoł obkręcać się wokół własnej osi powodując że "latałam"
Wtuliłam głowe w zagłębienie jego szyi i zaczełam śmiać się tak że nie słyszałam nic poza śmiechem Louisa i moim. W końcu odstawił mnie na ziemie.
-Dobra już rozumiem co to jest za "sposób" powiedziałam starając się utrzymac równowage.
-Ha ha no widzisz ja mam na wszystko sposób-powiedział
Gdy odzyskałam równowage i rozejrzałam się do okoła zobaczyłam że znajduje się na niewielkiej polance która była obok sceny. Położyłam się na trawie a zaraz po tem dołączył do mnie Louis.
-Wiesz.... kiedy cie poznałam myślałam że jesteś jednym z tych idiotów-powiedziałam patrząc w niebo- teraz wiem że wcale taki nie jesteś-powiedziałam zamykając oczy
-Wielu ludzi uważa mnie za takiego właśnie idiote bez serca- powiedział-można powiedzieć że do tego przywykłem-dodał
-To dość dziwne bo znamy się praktycznie wcale a wydaje mi się jakby znała cie zawsze- powiedziałam mu to o czym wcześniej myślałam.
-To dziwne bo... ja czuje się tak samo-powiedział. Zaskoczyła mnie jego odpowiedź
-Ohh-powiedziałam cicho- no-o i co w zwiąsku z tym- powiedziałam niepewnie
-Nie wiem-powiedział-się zobaczy..- dodał
Leżeliśmy tak w ciszy przez dłuższą chwilę. Nagle poczułam jak Louis kladzie swoją ręke na moją. Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.. nadal nie odzywaliśmy się do siebie ale ten jeden gest spowodował że miałam wrażenie że serce wyskoczy mi z kladki piersiowej.
- Ja nie wiem jak to powiedzieć ale..- zaczoł Lou- zaczynam wariować na twoim punkcie. Chce cie chronić chce żebyś była bezpieczna .- powiedział a ja momentalnie zwarjowałam...to co powiedział Lou było takie słodkie. Nie odpowiedziałam tylko spojrzałam na niego i uśmiechnełam się.
-Mimo wszystko prawie się nie znamy- powiedziałam
-Mam pomysł- powiedział- na początek ja powiem ci to co chcesz wiedzieć a potem ty mi powiesz- powiedział
-To dobry pomysł-powiedziałam
-Ok to co chcesz wiedzieć?- zapytał
-Wszystko-powiedziałam
-Ok zacznijmy od tego że nazywam się Louis Tomlinson mam 21 i mieszkam w Londynie od urodzenia, gdy miałem 12 lat moja mama umarła na chorobę której nazwy nawet nie znam, mój tata nigdy się mnom nie interesował a więc mósiałem sam o siebie zadbać, gdy tyylko skończyłem 18 lat wyprowadziłem sie od ojca i zaczołem dosyć prymitywny tryb życia , ćpałem , paliłem , zaczołem wyglądać tak jak wyglądam.Uwielbiałem tatuaże. Dopiero od roku nie ćpam ale pale nadal i raczej nigdy nie przestanę. Całe życie polegało na tym że nikt się tobą nie interesował. Trzeba było walczyć o wszystko.- historia louisa ma coś wspulnego z moją.Wiem że jeśli mu ją opowiem zrozumie mnie..a takich osób jest mało


*********************************************************************************
Niespodziankaa ;o
Nudziło mi się więc momyślałam.. a co dodam jeszcze jeden rozdział nie będe wam żałować
Pozdrowienia dla tych którzy mają nocną zmiane na fb tak jak ja ;D
Mam nadzieje że wam się rozdział spodobał ;P
Jak zwykle komentujcie itp.. <3 <3 <3

rozdział 6

Czytasz = Komentarz
Alice's POV

Przewróciłam oczemi i spojrzałam przepraszającym spojrzeniem na Louisa
-Eeem jestem Louis - przedstawił się niepewnym głosem. Czy on nie jest słodki.... Alce opanuj się.
-Nowy chłopak? - zapytała Lauren unosząc jedną brew
-Nie..-powiedziałam oschle wstając i biorąc torbe z krzesła- choćmy już -powiedziałam kierując się do garażu
-Eee Alice choć pogadać w cztery oczy- powiedział Mark. No nie znowu się zaczyna.
-Czego - powiedziałam z wyraźną irytacją w głosie
-Nie sądze żeby ten chłopak yy. Louis czy jak mu tam był dla ciebie odpowiednim towarzystwem- Powiedział to jak ojciec do nastoletniej córki
-Słucham..!! Za kogo ty się uważasz żeby mi rozkazywać z kim się mam zadawać - powiedziałam. Byłam wściekła
- Przepraszam .. ja mówie to tylko dla twojego dobra- powiedział .. Widać było że jest zaskoczony moją reakcją ale gdyby poznał moją przeszłość może by mnie lepiej zrozumiał
-Radze ci uważać na to co mówisz .. jak narazie to ja ci płace -powiedziałam kierując się zpowrotem do salonu gdzie czekał na mnie Lou.Pokazałam mu gestem ręki żeby poszedł za mną.Chwile potem szedł już obok mnie
- Co jest..?- zapytał tak jakbyśmy znali się od dziecka
-Mark i te jego podejrzenia- powiedziałam cicho- coś czuje że nie przypadłeś mu do gustu-powiedziałam już troche głośniej
-Też tak sądze, patrzył na mnie tak jagbym miał cie zgwałcić a zaraz potem zamordować- powiedział .. sama nie wiem czy to miała być śmieszna czy poważna wypowieć.Lou ma coś w sobie.. coś takiego co ciągnie mnie do niego. Znamy się tak krótko a wydaje mi się że znam go bardzo długo.
- Yyyuh aha spoko..-powiedziałam gdy zdałam sobie sprawe z mojego zamyślenia
Gdy weszliśmy do garażu dziewczyny siedziały już w wybranym wcześniej przez Lou aucie. Wszystkie z tyłu bo wiedziały że mam gościa.
-Powodzenia życze i uprzedzam że one bendą cię pytać ... baaardzo dużo pytać- powiedziałam
-Uhh- mruknął tylko i wsiadł do auta. Od razu wszystkie 3 pary oczu skierowały się na niego
-A więc jesteś Louis tak..- zaczeła Paticia
-Taa-powiedział.
-A powiec jak to się stało że  ty i Alce się znacie , nie słyszałam żeby Alice gdzieś wychodziła
-Kiedy wy byłyście na zakupach ja wybrałam się do parku i tam się zapoznaliśmy- wtrąciłam się uważając przy tym na droge.
- Aww to takie słodkieee..- powiedziała  Emily
Gdy wiechałam na autostrade przyspieszyłam prędkość tak jak to zawsze robiłam.. jak ktoś umie jeździć nie potrzebuje ograniczeń..
-Alice zwolnij ty się keidyś zabijesz-powiedziała Lauren
-Napewno nie w aucie-powiedziałam sarkastycznie na co wszyscy łącznie z  Louisem wybuchneli głośnym śmiechem
-Mam pomysł skoro jedziemy na koncert może coś zaśpiewamyy-powiedział Paticia- z resztą taki przystojniak jak Louis może posłuchac troche muzyki na żywo- powiedziała podlizując się Lou. Nie zrobiło to na nim wielkiego wrażenia.
-Hyym możemy.. nie mam nic przciwko- powiedziałam
***************************************po podróży*********************************

Wszyscy wysiedli z auta i spojrzeli się w tym samym kierunku. Przegigantyczna scena. Ile tu dokładnie miało być ludzi..?
-O. Mój. Boże..- powiedziała Lauren- To coś pomieści chyba 3/4 ludności w Londynie-dodała
-No dobra co wyście zakochali się w tej scenie.. zakupy czekają-powiedziała zirytowana Emily
-No ok ok Alice idziesz z nami?- powiedziała Paticia
- Nie- powiedziałam i pokazałam Lou żeby poszedł za mną



***********************************notatka autorki***********************************
Oto ten obiecany rozdział.. :)
Chciałabym podziękowac wszystkim którzy dodali takie miłe komentarze..  one wiele  dla mnie znaczą  <3 <3 <3
Następny rozdział we wtorek

piątek, 17 stycznia 2014

Informacja

Hej.. chce was poinformować że u mnie zaczeły się ferie a co za tym idzie to to że będę częściej dodawać rozdziały
Mam nadzieje że sie wam podobają bo jestem tu nowa .. czytam wiele opowiadań a gdy kończy się na czymś ciekawym sama wymyślam sobie w głowie co może się zdarzyć dalej .. Tak właśnie narodził się pomysł do pisania własnego opowiadania. Ważne są dla mnie komentarze bo dzięki nim wiem co zrobiłam źle i czy wam się podobało .. dlatego tak was o nie proszę..
Nowy rozdział powinien pojawić się jutro lub pojutrze.PS.Jeśli chcecie jakieś informacje o mnie napiszcie w komentarzu że chcecie.. wtedy napisze specjalną notatke z najistotniejszymi rzeczami typu .. ile mam lat itp.

piątek, 10 stycznia 2014

rozdział 5

Czytasz = Kometarz (przeczytaj notatke autorki)
     

Alice's POV

Obudziłam się inaczej niż zwykle. Czułam czyjąś obecność. Nie wiedziałam co mi się dzieje ale gdy tylko spróbowałam wstać zrozumiałam co się dzieje. Miałam ochotę uderzyć się w czoło, ostatnio coś dużo zapominam. Przypomniałam sobie wszystko co się działo wczoraj. Louis..Boże jak ja mogłam dopuścić do tego co się zdarzyło no ale trudno trzeba iść dalej i nie patrzeć w przeszłość. Tak zawsze mówiła mi moja mama.. Tylko tak słyszałam bo nie pamiętam nawet jak wygląda . No cóż stało się. Moi rodzice nie żyją , miałam beznadziejne życie.. MIAŁAM , już nie mam i trzeba iść dalej.
Szturchnełam Louisa łokciem na co ten mruknoął niezadowolony. Zaśmiałam się i usiadłam na brzegu łóżka.
-Niestety Lou muszę cie zasmucić i powiedzieć ci że czas wstać- powiedziałam sarkastycznie.
-Ok ok już wstaje..daj mi chwilkę-powiedział chowając głoę w poduszkę.
Zachichotałam i poszłam do łazienki się ubrać. Gdy wróciłam zastałam Louisa siedzącego na brzegu łóżka, już ubranego.
-Jakieś konkretne plany na dziś , może w czymś mogę ci pomóc- zapytał
-Hmm jak narazie to możesz iśc do garażu wybrać auto jakim mamy tam jechać.-powiedziałam rzucając mu klucze do garażu.- Zejć na dół i skręć w prawo potem ic cały czas prosto i dojdziesz do drzwi do garażu.- pokierowałam go ogladając przy tym komplety ciuchów w których bedziemy grały.
Nawet nie zdążyłam dodać żeby nic nie zniszczył już zniknoł w framudze drzwi  mojego pakoju. Mogłam się tego spodziewać, juz gdy usłyszał słowo "garaż" widziałam jak świecą mu się oczy.

***********************************jakiś czas potem**********************************

Spakowałam to co najpotrzebniejsze i zeszłam na dół. Louis jeszcze nie wrócił. Co on może tam robić tak długo? Odłożyłam torbe na krzesło i poszłam zobaczyć co on tam robi.
Gdy weszłam zastałam go siedzącego na małym stołku i gapiącego się na moje auta jakby objawienia jakiegoś dostał. Wybuchłam głośnym śmiechem, nie mogłam przestać się śmiać.
Gdy się uspokoiłam i spojżałam na niego z wielkim uśmiechem na twarzy zobaczyłam że też się uśmiecha
- A co cie tak bawi?- zapytał nadal się uśmiechając
- Ty.. a co innego, siedzisz na małym stołku opierając na rękach swój podbródek i patrzysz się jak zaczarowany.-powiedziałam próbując utrzymac powage
-No nie moja wina że masz auta o kturych zawsze marzyłem .. trzeba się napatrzeć-powiedział
-Wybrałeś chociaż jakieś auto-zapytałam chichocząc pod nosem.
Pokiwał przytakująco głową i pokazał palcem na jedno z trzech pojazdów.
Gdy wyszliśmy już z garażu i siedzieliśmy w kuchni, to znaczy on siedział bo ja robiłam śniadanie odezwał się mój telefon.
Mark...
-Halo-odebrałam
-Halo Alice za 20 min będe u ciebie , dziewczyny też tak około za dwadzieścia minut bo do nich dzwoniłem, mam nadzieję że jesteś gotowa..-powiedział. W tym czasie kiedy ja dawałam lou śniadanie i sama je jadłam.
-Taa o i mam nadzieję że się nie obrazisz że dzisiaj wezmę ze sobą specjalnego gościa.
-Specjalnego gościa? A kto to-zapytał zaskoczony
-Powiem ci tyle że to człowiek-powiedziałam i rozłączyłam się.
Usmiechnełam sie do Louisa i zajełam się jedzeniem swojego jedzenia
-Kto to byl- zapytał
-Mark dziewczyny i on zara sie tu zjawią i bedziemy sie zbierać-powiedziałam wkładając talerze do zlewu
-Aha ale skoro koncert zaczyna się o 18:30 to po co macie być tam tak wcześnie- zapytał zaciekawiony
-Są próby oświetlenia itp. i chcą nas na miejscu ale możemy pujśc se na miasto-powiedziałam
Usłyszałam że drzwi się otwierają a juz po chwili słychać było krzyk Patici
-Too myy- krzykneła
-Ale nie musisz tak wrzeszczeć!-ruwniez wrzasnełam i pobiegłam do drzwi
Stał tam Mark, Patycia, Emily i Lauren.
-Wejćcie - powiedziałam kierując ich do pomieszczenia gdzie siedział Louis
-A cóż to za przystojny jegomość? - Powiedziala Emily



************************************notatka autorki**********************************

Hej heej..
Przepraszam was za to że tak długo czeakcie i za błędy oczywiście xp
Jeszcze raz proszę..
KOMENTUJCIETo dla mnie ważne poniewasz wiem wtedy czy coś zrobiłam źle .. zawsze jak nie komentujecie mam wrażenie że rozdział jest beznadziejny. Raz mi się chyba śniło że weszłam na jakąś stronke gdzie były recęzje o moich rozdziałach i były same złe komentarze. Zawsze mam wrażenie że pisze beznadziejnie a komentarze dają mi poczucie że jestem komuś potrzebna.

środa, 1 stycznia 2014

rozdział 4

Alice's POV

Odwiozłam Louisa do jego domu . Dałam mu też swój numer , tak na wszelki wypadek. Sama nie wiem może on nie jest taki zły. Dobra dosyć tego myślenia.
Wiechałam do garażu i weszłam do domu. Zaraz po tem znalazłam się w swoim łóżku z laptopem. Weszłam na facebooka gdzie obsypały mnie zaproszenia do grona znajomych. Wszędzie pisali o naszym jutrzejszym koncercie. No przcież mamy jutro koncert a i oczywiście ja muszę wybrać piosenki i ciuchy dla naszej czwórki. wyciągnełam notatnik i zaczęłam myśleć nad wyborem trzech piosenek.
Zdecydowałam się na same wesołe i energiczne piosenki. Nie lubie smetnych melodii.
Wyszłam z pokoju kierując się do gardedoby. Była wielka ale i tak wszystkie półki były zapełnione.
Szczerze dziękuję że Mark postanowił że to u mnie będziemy trzymac rzeczy na koncert.
Po około 2 godzinach spędzonych w garderobie wybrałam w końcu odpowiednie stroje dla nas. Zbiegłam na dół i wstawiłam wodę na kawe. Próbowałam sobie przypomniec czy może jeszcze o czymś nie zapomniałam. Doszłam do wniosku że choreografię możemy sobie darować. Lubie gdy nie musze robić tego co każdy .. dlatego każdy koncert jest inny. Zrobiłam se kawe i znowu wróciałam na góre. Włąśczyłam muzykę i  znowu położyłam się na łóżko
Leżałam ok. 10 min kiedy usłyszałam dźwięk sms-a. modliłam się w duchu żeby to nie był Mark.
Nie chciałam grać z nim w 100 pytan do.. Naszczęście nie był to Mark. Otworzyłam skrzynkę i weszłam w wiadomość. "Hej piękna chcesz może gdzieś wyjść dzisiaj albo jutro - Lou" A więc to Louis.Odpisałam mu.
"Dzisaj nie jutro też nie ale po jutrze tak" gdyby nie kącert poszłabym z nim jutro.. Zaraz zaraz .. CO!! Czy  ja właśnie zgodziłam się wyjść gdzieś z Louisem. Tym idiotą.. choć w sumie mogłabym zaryzykować.
"A czemu nie jutro ?? ;\ " Oczywiście że zapomniał że mam dość nie spotykaą pracę.
"Ponieważ nie wiem czy pamientarz ale też pracuję i mam jutro kącert" odpisałam .. nie mogłam powstrzymać się od uśmiechania się w wyświetlacz swojego telefonu.
"aa no tak.. hymm a może masz jakieś nie sprzedane bilety dla takich jak ja.. " Dobra tera mnie rozwalił zaśmiałam się tylko i sięgnełam ręką do szuflady. Wyciągnełam z niej karton z biletami które się nie sprzedały... było ich nie wiele ale coś było. Zauważyłam jedną wejściówke VIP i stwierdziłam że jak już dawać to dawać
" taa.. jest jeden dla VIP no chyba że chcesz zwykły" Ledwie odłożyłam telefon a już usłyszłam sygnał wiadomości
" Ok niech będzie to VIP ale tera .. gdzie dokładnie ma byc ten kącert" nie będe mu pisać gdzie będzie poprostu pojedzie ze mną i z dziewczynami .. niech się dziecko cieszy że jedzie moim autem
"Podwiozę cie tam  ale dziewczyny też bendą w aucie" napisałam a już za chwile otrzymałam odpowieć
"uhh jakoś to wytrzymam" zaśmiałam się z jego odpowiedzi
"oj one nie są takie straszne" napisałam
"nie mówie że są straszne poprostu .. to twoje znajome" Ahaa ok czyli sie wstydzi .. ciekawe
"Ahaa.. fajnie tera mam nie brać dziewczyn na ich kącert.." napisałam sarkastcznie
"nie no aż taki podły nie będe" On zawsze potrafi coś palnąć
"a czy ktoś mówił że jesteś wredny" odpowiedziałam
"nie .. a w związku z tym kącertem to o której mam się u ciebie zjawić" zjawić..  jakim dżentelmenem normalnie..
"10 o 11:30 musimy być na miejscu a jedzie się tam 45 minut bez korków"
"Czuje się jak baba .. jeszcze nigdy nie pisałem z nikim tak długo jeszcze trochę a zaczne ubierać się w różowe kiecki"
"No przyznam ciekawie by to wyglądało" zaczełam się z nim droczyć
"Czy ty sie ze mnom droczysz" nie.. tylko cie prowokuje
"Brawo panie spostrzegawczy"
"Jade do ciebie .. nie obchodzi mnie to czy jestes zajenta" no fajnie..
"masz zamiary pokojowe czy musze się zakluczyć i nikomu nie otwierać" ahaa.. co ja właściwie napisałam??
"haha całkowicie w pokojowych zamiarach spokojnie " odpisał a ja żuciłam telefon na biurko

**************************************jakiś czas potem*******************************
Siedziałam w kuchni popijając cole gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Podbiegłam i otworzyłam je. Przedemną stanoł Louis . Miał na sobie białą koszulkę i czarne rurki.Uśmiechał się.
-Wejć- powiedziałam i zkierowałam się do kuchni.
Chłopak po chwili dołączył do mnie. Spojrzałam na jego stopy
-Bez skarpet..?- zapytałam.
-Taa.. musisz się do tego przyzwyczaić - powiedział i puścił mi oczko
-Chcesz cos do picia..?- zapytałam i poczułam się w tedy jak jakas babcia
-Nie dzięki nie pprzyszedłem tu by pić tylko gadać- powiedział
-Gadać..? Po co..?- zapytałam zaskoczona jego odpowiedzią
- Wiesz.. moji kumple potrafią być upierdliwi a z tobą chce sie zapoznać więc pomyślałem że może bym do ciebie wpadł- powiedział uśmiechając się
-Mhyym ciekawe bardzo ciekawe - powiedziałam zaczepnie
-No chyba że wolisz odegrać to inaczej- powiedział podchodząc do mnie
Nasze twarze prawie się ztykaly . Patrzyłam w jego rozszeżone źrenice.
-Zawsze.. - odpowiedziałam a on nie czekając dłużej złączył nasze usta w pocaunek. Był namiętny ale także opiekuńczy. Oddałam go. Zaczoł rękami zjeżdżać w dół aż dotarł do mojego tyłka.
Złapal mnie za niego i lekko podsadził do góry bym mogła owinąć swoje nogi dookoła jego.


*********************************************************************************

Wiatm ponownie .
Chciałam was poprosić byście komentowali rozdziały bo chce wiedziec czy jeszcze tu dla kogoś się produkuje. Oprucz tego ...Wszystkiego naj w 2014 roku 
Sory że tak długo czekaliście poprostu święta były i również sory za błędy ;**